Na przykładzie choroby nowotworowej  i bólu przewlekłego.

Natalia Danielczyk
Praca dyplomowa
Szkoła Terapii Czaszkowo-Krzyżowej edycja I
Europejskie Centrum Terapii
Wrocław 2021

Spis treści

WSTĘP
STRES I CHOROBA – WSPÓLNICY W ZMOWIE
I TUTAJ WCHODZI BTCK (CAŁA NA BIAŁO)
BIODYNAMIKA
PODEJŚCIA TERAPEUTYCZNE
Cisza
Zasoby
Relaks
BEZPIECZEŃSTWO TERAPII
DONIESIENIA NAUKOWE
Przeglądy systematyczne
Pojedyncze doniesienia
PRZYKŁADY Z PRAKTYKI KLINICZNEJ
Pani Ewa – choroba nowotworowa
Pani Katarzyna – ból przewlekły przy stenozie i dyskopatii kręgosłupa szyjnego
Korzyści dodane w terapii
PODSUMOWANIE
BIBLIOGRAFIA
Książki
Źródła internetowe

WSTĘP

Głównym zadaniem lekarza powinno być odnalezienie zdrowia. Każdy potrafi odnaleźć chorobę. 
Dr Andrew Taylor Still, ojciec osteopatii

Zdrowie jest naszym początkiem, naszym pochodzeniem, oryginalną naturą – zawiera nasze imię i jego znaczenie. Zdrowie to sedno układu odporności.
James S. Jealous DO

Osteopata uczy się, że Naturze należy ufać do samego końca.
Dr Andrew Taylor Still, ojciec osteopatii

Osteopatia to poszukiwanie porozumienia i współpracy z naturalnym prawami leczenia.
James S. Jealous DO[i]

Przytoczone cytaty ojców pracy, której się uczymy nie są przypadkowe. Wybrałam je, ponieważ wskazują kluczowe filary biodynamicznej terapii czaszkowo-krzyżowej (BTCK) – orientację na zdrowie i współpracę z siłami natury. Biodynamiczne podejście uznaje działanie wrodzonych, inteligentnych sił życia i zdrowia, obecnych w nas od samego poczęcia i kierujących procesem naszego stawania się i rozwoju, aż do śmierci. Te same siły rządzą naturą i nas z nią łączą. W nich drzemie potencjał naszego istnienia, nasza oryginalność i możliwości. Te siły wykorzystujemy też do leczenia. Biodynamika mówi, że „w swej esencji, siły stwarzające, działające w rozwijającym się zarodku są tożsame z siłami odtwarzającymi wykorzystywanymi przez każdego z nas do zdrowienia”.[ii] Praca przedstawia terapeutyczne ujęcie leczenia i zdrowienia, opierające się na tych podstawach.  

STRES I CHOROBA – WSPÓLNICY W ZMOWIE

Stres i choroba na dłuższa metę dość mocno się lubią. Długotrwałe oraz poważne chorowanie wywołuje stres, a przewlekły stres powoduje choroby. Jest to już powszechna wiedza. Stres jest reakcją na bodziec, to odpowiedź naszego organizmu na każde wyzwanie pochodzące z otoczenia. Nie każdy stres jest zły, właściwie jego istotą i głównym zadaniem jest pomaganie nam. W dzisiejszych czasach ma jednak przede wszystkim negatywne konotacje – kiedy mówimy lub słyszmy o stresie prawie zawsze myślimy o czymś szkodliwym. Taki stres można nazwać klątwą naszych czasów – stresujące bodźce są wszechobecne w naszym otoczeniu, ale nie są to stresory w postaci bezpośredniego zagrożenia życia. Nauczyliśmy się bać się wielu rzeczy i zjawisk, które w obiektywnej rzeczywistości same w sobie nie mają mocy, by nas unicestwić.

Układ nerwowy pod wpływem stresu, który wynika z postrzeganego zagrożenia, działa w trybie walki i ucieczki, mobilizując się do działania obronnego. Jest to fizjologiczna reakcja układu nerwowego przewidziana i zaprojektowana przez ewolucję do szybkiego ratowania nas z niespodziewanych opresji. Mechanizmy te w ekstremalnych sytuacjach ratują nam życie, mobilizując wszystkie drzemiące w nas i chowane na specjalne okazje siły. 

Jest to „atrakcja” bardzo kosztowna energetycznie i dlatego przewidziana na krótkotrwałe działanie, po którym w naturalny sposób powinniśmy przejść w stan odpoczynku i regeneracji. Tak działa naturalna, zdrowa równowaga autonomiczna pomiędzy współczulnym i przywspółczulnym układem nerwowym. Kiedy nadużywamy współczulnego trybu działania, powoli nas to wyniszcza. Długotrwały stres wyczerpuje naturalne zasoby zdrowienia i osłabia organizm. Codzienne funkcjonowanie staje się coraz trudniejsze. 

Tempo cywilizacyjnego rozwoju jest tak duże, że zewnętrzny świat zmienia się dużo szybciej, niż nasza biologia. Nasze wrodzone mechanizmy radzenia sobie z zewnętrznymi wyzwaniami nie nadążają w swojej ewolucji za tempem zmian świata wokół nas. Jednym z efektów jest to, że aby radzić sobie z codziennymi wyzwaniami używamy tych samych mechanizmów, które dawno temu wykształciły się w nas dla ratowania życia.

Stresujemy się najczęściej dlatego, że boimy się o siebie. W codziennym życiu mnóstwo jest do tego zwykłych okazji – pośpiech, pieniądze, praca, sytuacje towarzyskie, opinie społeczne, „złośliwość rzeczy martwych”… można wymieniać niemal bez końca. Długotrwałe chorowanie tak samo może być, i bardzo często jest, źródłem wielu lęków. Co będzie ze mną i z moimi bliskimi? Czy wyzdrowieję, czy będę w stanie pracować, czy wystarczy mi środków na leczenie, czy stracę niezależność, kto się zajmie…?  W całym tym szumie z czasem przestajemy słyszeć siebie i tracimy kontakt ze źródłem zdrowia, z tą wewnętrzną siłą, która do tej pory nieustannie pomagała nam żyć i być, która jest nami od samiutkiego początku. Nasze wrodzone zdrowie, ewolucyjna siła życia, zakodowana w każdej komórce naszego ciała i nastawiona na jeden cel – przetrwanie. Przestajemy jej ufać.

W chorobie nowotworowej, oprócz samej choroby i jej efektów fizjologicznych, chory bardzo często doświadcza negatywnych skutków emocjonalnych chorowania, leczenia oraz ich wpływu na życie chorego i jego najbliższych. To między innymi lęk i strach, poczucie niepewności, frustracja, żal i smutek, a nawet depresja. Często chorzy na nowotwory żyją w stanie przewlekłego stresu emocjonalnego, który nakłada się na czysto fizjologiczne obciążenie, jakim jest dla organizmu sama choroba ciała.

Podobnie wygląda sytuacja, kiedy osoba chora doświadcza przewlekłego bólu (przewlekły ból towarzyszy bardzo wielu chorobom). Ból utrudnia życie, ogranicza i wyczerpuje. Prawdopodobnie są to główne przyczyny tak wielkiej „popularności” leków przeciwbólowych, zarówno w medialnych reklamach, przy kasach kiosków i supermarketów, jak i w domowych apteczkach, torebkach pań i kieszeniach panów. Kiedy ból towarzyszy nieustannie i nie cichnie, często powoduje irytację – jest niewygodny, nieprzyjemny i nie pozwala normalnie pracować, wypoczywać, cieszyć się ulubionymi zajęciami. Kiedy uniemożliwia zarabianie, pojawiają się kolejne egzystencjalne „lęko-stresy”.

W przypadku przewlekłego stresu bodziec postrzegany jako zagrożenie nie znika z horyzontu – tak jak nie znika diagnoza nowotworu czy np. choroby zwyrodnieniowej. Nasza fizjologia reaguje na naszą interpretację sytuacji – to, jak ją postrzegamy i jakie znaczenie dla naszego życia jej przypisujemy. Na zagrożenie w pierwszej kolejności reagujemy współczulną mobilizacją do walki i ucieczki, która ma konkretne przełożenie na naszą fizjologię – pobudzone przez układ nerwowy nadnercza wydzielają hormony stresu, które wywołują między innymi takie zmiany jak: wzrasta tętno i ciśnienie krwi, oddech przyspiesza, zmysły się wyostrzają i koncentrują, glukoza uwalnia się do krwi, trawienie spowalnia. Jeśli stresujący bodziec działa stale i taki tryb funkcjonowania długotrwale nam towarzyszy, zmiany w fizjologii mogą doprowadzić do zwiększonego ryzyka zawału lub udaru, nadwagi, problemów ze snem, niestrawności, migren, problemów z koncentracją i pamięcią oraz bezpłodności.

Kiedy organizm zbyt długo działa na zbyt wysokim biegu, wyczerpuje się. Układ odporności słabnie i coraz gorzej radzi sobie z codziennymi wyzwaniami. Stres utrudnia i spowalnia powrót do zdrowia w przypadku długotrwałej choroby i wyczerpującego leczenia. Może też powodować nagłe zaostrzenie lub ponowne pojawienie się objawów i czyni nas bardziej narażonymi na infekcje, zachorowania i wypadki. A ból? Taki wewnętrzny stres często nasila lub przedłuża ból, co powoduje więcej stresu i błędne koło się nakręca. Napięte ciało ogranicza oddech i zamyka w bólowym wzorcu. Leki nie działają, a cierpiący desperacko szuka pomocy, lub poddaje się…

I TUTAJ WCHODZI BTCK (aka CAŁA NA BIAŁO)

„Celem biodynamicznego podejścia w terapii nie jest usuwanie urazów i lezji, ale obserwacja, jak pacjent szuka i nawiązuje relację ze swoim Zdrowiem. To z kolei aktywuje proces leczniczy leżący daleko poza obszarem zasięgu jakiejkolwiek techniki pochodzącej od człowieka.”

James S. Jealous DO, sierpień 2020[iii]

Orientacja na zdrowie to jedna z największych sił terapii biodynamicznej. Zgodnie z tym spojrzeniem istnieje część nas zawsze absolutnie doskonała, która nie choruje, nie wyczerpuje się i nie ulega stresowi. Zdrowie nigdy nie zostaje utracone. To siła kierująca nami od momentu poczęcia, siła, która wyznacza kierunek i tempo naszego stawania się, wzrostu i rozwoju. Ta głęboka inteligencja wie, jak leczyć – zawiera kod zapisany na samym początku naszego życia, który doskonale wie, jak stworzyć doskonałe ludzkie istnienie. Działa w każdej komórce naszego ciała przez całe życie i kieruje się na zdrowie i równowagę.

Ciało jest wysoce inteligentnym układem samo-uzdrawiającym, samo-regulującym i samo-integrującym. Z tego punktu widzenia potencjał zdrowienia jest już zawarty w samej chorobie. Jest to nasz wrodzony plan leczenia – mapa na drodze do pełni zdrowia. Informuje on terapeutę o tym, co oraz w jakiej kolejności musi się wydarzyć, by przywrócić zdrowie. Zadaniem terapeuty jest wsłuchanie się w te siły i podążanie za nimi, by ułatwić im działanie. Nie ma w tym żadnej odgórnej analizy, diagnozy ani recepty czy procedury leczenia. Terapeuta trenuje umiejętność spoczywania w ciszy, dostrajanie się do wrodzonych rytmów i cykli pierwotnego oddychania, rozpoznawanie priorytetów wrodzonego planu zdrowia oraz podążanie za nimi bez oceny i z zaufaniem. Jeden z ojców tej pracy, doktor osteopatii Rollin Becker ujął to bardzo zwięźle mówiąc: „Zaufaj pływowi i usuń się z drogi[iv].

Zgodnie ze wszelkimi naukami o umyśle i tradycjami pracy z umysłem wszystko, na czym się skupiamy rośnie –  dzięki energii naszego skupienia zawartej w umyśle. Jeśli zatem w terapeutycznych poszukiwaniach skupiamy się na zdrowiu, to jego poziom wzrasta. W taki sposób terapia biodynamiczna „leczy” choroby – odwołując się do czegoś dużo bardziej fundamentalnego i głębiej leżącego niż sama choroba. Jeśli terapia okazuje się skuteczna – to właśnie dlatego, że wzmacnia zdrowie, a nie likwiduje chorobę.

BIODYNAMIKA

Biodynamiczne podejście w terapii, według źródeł, pochodzi od amerykańskiego osteopaty dr Jamesa Jealousa. Przez ponad 30 lat studiował on dorobek dr Sutherlanda i gromadził historie jego uczniów, dzięki czemu przypisuje się mu kontynuację odkryć dr Sutherlanda po jego śmierci. Pojęcie „biodynamika” w kontekście terapii zaczerpnął on z kolei z dorobku wybitnego embriologa Erica Blechschmidta, znanego z nowatorskiej pracy odtwarzania zmian rozwojowych ludzkiego zarodka (uwiecznionych również w postaci wielkich trójwymiarowych modeli anatomicznych)[v].

Blechschmidt, w przeciwieństwie do uznanej w jego czasach koncepcji filogenetycznej twierdził, że indywidualny rozwój człowieka nie jest jedynie efektem działania genów, lecz podlega również wpływom zewnętrznym, leżącym poza genami. Uważał, że skoro nasze geny są kontrolowane przez inne geny, to pierwotna przyczyna odpowiedzialna za nasz rozwój musi mieć inny charakter i postulował istnienie „pól morfogenetycznych” w embriogenezie. Uważał, że teoria ewolucji i geny nie są wystarczającym wyjaśnieniem rozwoju poszczególnych narządów, że rozwój osobniczy i różnicowanie się każdego człowieka (ontogeneza) nie może wywodzić się jedynie z faktów genetycznych (filogenezy, która wyjaśnia pochodzenie i rozwój gatunków). Według Blechschmidta każdy ludzki zarodek posiada swoją oryginalność i wywnioskował on, że różnorodność każdego z nas powstaje w wyniku niepodzielnego biodynamicznego procesu wydarzającego się podczas rozwoju.

Osteopata James Jealous uznał, że ta sama siła, która prowadzi do powstawania i wzrostu narządów w rozwoju embriologicznym, umożliwia samouzdrawianie. Zastosował to w swoim podejściu do osteopatii, będącego kontynuacją kierunku Dr Sutherlanda. Biodynamiczna terapia czaszkowo-krzyżowa podąża dokładnie tym samym kierunkiem, skupiając się na pracy czaszkowo-krzyżowej. To wrodzone biodynamiczne siły organizmu umożliwiają zdrowienie, terapeuta nie może dodać nic od siebie – może jedynie słuchać, podążać za tymi siłami i umożliwiać im swobodne działanie – na tyle, na ile możliwe w danym momencie i w indywidualnej sytuacji każdego człowieka.

PODEJŚCIA TERAPEUTYCZNE

Cisza

Terapeuta biodynamiczny pracuje w stanie ciszy, dostrajając się do głębszych rytmów wyrażania się życia. Kieruje się w stronę pierwotnego bezruchu, pierwotnej ciszy, w której znajduje się źródło życia i zdrowienia. Ta tajemnicza dynamiczna cisza to pierwsze zjawisko, które pojawia się w zarodku tuż po poczęciu z połączenia dwóch komórek. Jeszcze zanim rozpocznie się podział komórkowy, następuje dłuższa chwila ciszy. Coś jak wzbieranie potencji przez rozpoczęciem pełnego mocy i intensywności procesu tworzenia nowego życia. Ta cisza jest źródłem zdrowia, w ciszy zachodzi zdrowienie.

Z ciszy pojawia się pierwotny oddech, który wprowadza w ciało harmonijny ruch i rozprowadza potencję będącą nośnikiem życia. Potencja oddechu życia może przywrócić równowagę i harmonijny ruch w obszarach inercji, blokad i zastojów – w obszary choroby, słabości, przeciążenia. Działaniem tym kieruje wspomniana już wewnętrzna Inteligencja organizmu, której terapeuta ufa i za którą podąża.

W jej stronę kieruje się uwaga, otwartość i percepcja terapeuty podczas pracy z pacjentem. Terapeuta w wewnętrznej ciszy i osadzeniu dostraja się do głębokich biodynamicznych sił życia, wyczuwalnych w nim samym, w organizmie pacjenta oraz w szerszym polu relacji. Siły te nie zamykają się w granicach fizycznego ciała, ale przenikają wspólną przestrzeń relacji. Jest to możliwe, ponieważ te same siły działają w otaczającej nas naturze. Na zasadzie rezonansu organizm pacjenta dostraja się go głębszych rytmów oddechu życia, w pewnym sensie odnajduje drogę do wewnętrznej, leczącej ciszy.  Może wtedy skierować się w stronę swojego źródła zdrowia i zdrowienia i nawiązać kontakt ze swoimi zasobami.

Zasoby

Zasoby są tą przeciwwagą dla choroby i wyczerpania, dzięki której organizm jest w stanie odzyskać zdrowie i powrócić do równowagi. Przy braku zasobów organizm choruje i nie posiada wystarczająco dużo wewnętrznej mocy, by odzyskać i utrzymać zdrowie. Ogromna część terapii biodynamicznej koncentruje się na budowaniu i wzmacnianiu zasobów, a kontaktowanie się z nimi jest integralną częścią każdej sesji terapeutycznej. W ten sposób również pacjent uczy się pomagać sobie samodzielnie, dzięki czemu coraz lepiej radzi sobie z odzyskiwaniem równowagi dzięki własnym zasobom. Budowanie i wzmacnianie zasobów pacjenta to często pierwszy etap terapii nakierowanej na odzyskanie zdrowia, tym ważniejszy, im bardziej zasoby zostały nadwyrężone przez długotrwałe chorowanie, stres czy trudne przeżycia i emocje.

Relaks

Kierowanie pacjenta w stronę zasobów wspomaga równoważenie działania autonomicznego układu nerwowego. Kiedy organizm kontaktuje się z zasobami, wycisza się nadaktywny współczulny układ nerwowy, odpowiedzialny za pełen mobilizacji stan walki i ucieczki, a uaktywnia przywspółczulna część układu nerwowego, rządząca procesami odpoczynku i odnowy. Organizm pacjenta wchodzi w tryb sprzyjający regeneracji, odbudowie, gromadzeniu sił i wzmacnianiu się. Wreszcie może się zatrzymać, odetchnąć, odpuścić, wyciszyć się i „doładować akumulatory”. Po takim „postoju” ponowna aktywność ma szanse być bardziej pełna wewnętrznej mocy – po prostu organizm będzie silniejszy. Na dłuższą metę przywraca to naturalną równowagę w funkcjonowaniu autonomicznego układu nerwowego, który z większą sprawnością i płynnością zaczyna samoczynnie się regulować – ze stanu mobilizacji przechodzi w stan odpoczynku, w naturalnym rytmie dostosowanym do warunków otoczenia. Jest to bardzo ważna naturalna umiejętność, której działanie często zostaje „wyłączone” przez zbyt długo trwający stres. Wtedy układ nerwowy „zawiesza się” w energochłonnym i wyczerpującym na dłuższą metę stanie mobilizacji i pobudzenia. Długotrwały stres dlatego jest jedną z głównych przyczyn chorowania – organizm po prostu traci własną odporność.  Wydarza się to na wszystkich poziomach funkcjonowania: w fizjologii, emocjach, intelekcie i psychice. Sama możliwość zatrzymania się, zmiany biegu na wolniejszy lub przejścia na chwilę na „siedzenie pasażera”, działa wzmacniająco i leczniczo. W tym stanie organizm odnajduje i mobilizuje własne siły do walki z trudnościami. Odzyskuje możliwość radzenia sobie. Często to wystarcza, by zacząć zdrowieć.

Przebywanie w tym przywspółczulnym stanie podczas sesji pacjent bardzo często odczuwa  jako stan głębokiego, odżywczego i regenerującego relaksu. Taki stan może być niemożliwy do osiągnięcia przez pacjenta na co dzień z powodu wyczerpania, lęku, braku czasu czy nawykowego przebywania w stanie gotowości.  Jest to zarówno dobre i zdrowe, jak i przyjemne. Możliwość przebywania w tym stanie regularnie, w warunkach bezpiecznej przestrzeni obecności terapeuty, niejako przypomina organizmowi o być może zbyt mało używanym przywspółczulnym trybie działania. Odzyskuje on stopniowo umiejętność zdrowej autoregulacji, jakby przypominał sobie dawno nieuczęszczaną drogę do miejsca pełnego odżywczej energii. Nie tylko przywraca to organizmowi siły potrzebne do radzenia sobie z chorobą, ale również podwyższa komfort codziennego życia pacjenta. Pojawia s ię więcej przestrzeni w myślach i emocjach oraz stabilniejsza równowaga wewnętrzna. Chory stopniowo czuje się lepiej, jest spokojniejszy w obliczu zagrożenia i łatwiej przychodzi mu akceptacja własnej sytuacji – nawet związanej z nią niepewności, co do odzyskania zdrowia.

BEZPIECZEŃSTWO TERAPII

Warto zwrócić uwagę na to, że przy opisanym podejściu terapeutycznym terapia biodynamiczna jest bardzo bezpieczna dla pacjenta, niezależnie od jego stanu i choroby (istnieją nieliczne przeciwwskazania, jak stany ostre i zaraz po urazach czaszkowych czy udarach, kiedy pacjentem zajmuje się wyłącznie lekarz).

Terapeuta nie stosuje żadnych specyficznych interwencji, nie ingeruje w organizm zewnętrzną siłą. Wszystko, co robi terapeuta opiera się na słuchaniu i podążaniu za wewnętrzną inteligencją organizmu pacjenta. Zadaniem terapeuty jest ułatwianie wewnętrznym siłom i potencji organizmu pacjenta działania, nie ma tu odgórnych technik ani procedur terapeutycznych. Tego samego rodzaju słuchania organizmu uczy się pacjent, który wie, że w każdej chwili ma pełną autonomię i nie musi się niczemu poddawać. Dodatkowo terapeuta przez cały czas sesji jest obecny, przytomny i utrzymuje kontakt werbalny z pacjentem. Zapewnia to całkowite bezpieczeństwo terapii.

Aspekty opisane we wcześniejszych paragrafach uważam za wielką moc biodynamicznej terapii czaszkowo-krzyżowej jako wsparcia w stanach przewlekłego wyczerpania długotrwałym chorowaniem lub stresem (najczęściej te dwie rzeczy idą w parze). W tym upatruję jej skuteczności jako metody wspomagającej zdrowienie w poważnych, ogólnoustrojowych stanach chorobowym, jak np. choroba nowotworowa, czy przewlekłe dolegliwości bólowe kręgosłupa. Chcę podkreślić, że BTCK postrzegam jako metodę wspomagającą, uzupełniającą lub po prostu towarzyszącą głównemu leczeniu, które powinno pozostać po stronie lekarzy i przez tych specjalistów być prowadzone. Terapeuta czaszkowo-krzyżowy w żaden sposób nie może rościć sobie prawa do leczenia nowotworów! Może jedynie wspierać pacjenta w lepszym radzeniu sobie z chorobą i procesem zdrowienia. Wsparcie to możliwe jest na kilku poziomach, o czym będzie mowa w dalszej części pracy.

DONIESIENIA NAUKOWE

Przeglądy systematyczne

Niewiele istnieje wiarygodnych badań klinicznych o wysokiej jakości naukowej, oceniających skuteczność terapii czaszkowo-krzyżowej. W literaturze naukowej odnalazłam dwa przeglądy systematyczne[vi] dotyczące terapii czaszkowo-krzyżowej, oparte wyłącznie na badaniach klinicznych spełniających naukowe kryteria kwalifikowalności.

Pierwszy, opublikowany w 2012 roku w Complementary Therapies in Medicine, oceniał kliniczne korzyści terapii czaszkowo-krzyżowej. Wyniki potwierdzają pozytywne skutki kliniczne w postaci obniżenia poziomu bólu oraz poprawy ogólnego samopoczucia pacjentów.[vii] Do tego przeglądu zakwalifikowano wówczas jedynie siedem przeprowadzonych wcześniej badań klinicznych, pozostałe uznano za mało wiarygodne i słabe metodycznie.

Drugi przegląd, z 2019, opublikowany w BMC Musculoskeletal Disorders to przegląd systematyczny i metaanaliza profesjonalnych badań klinicznych, przyglądających się skuteczności TCK w leczeniu bólu przewlekłego. W sumie przebadano 681 pacjentów z bólami szyi, pleców, głowy, migrenami i fibromialgią. TCK okazała się przynosić lepsze rezultaty, w postaci redukcji bólu i poprawy sprawności pacjentów, niż zwyczajowa terapia, pozorowana terapia manualna oraz aktywna terapia manualna. Korzyści te utrzymywały się również po sześciu miesiącach, nie odnotowano skutków ubocznych, a samo działanie terapeutyczne uznano za odporne na tendencyjność. Konkluzją tej metaanalizy jest stwierdzenie znaczących i solidnych efektów TCK w terapii bólu, trwające do pół roku po terapii.[viii]

Fakt, że późniejsza analiza opiera się na dużo większej próbie badanych jasno pokazuje, że zarówno zastosowanie, jak i zainteresowania naukowe badaczy skutecznością TCK rośnie. Wzrost ten w rzeczywistości terapeutycznej musi być o wiele większy niż jest to widoczne w ilości publikacji naukowych. Prowadzenie badań klinicznych jest bowiem skomplikowane i kosztowne, a naukowców chcących zajmować się danym tematem jest niewielu.  Musiała więc nagromadzić się niezbędna „masa krytyczna”, by ktoś zdecydował o zaangażowaniu kolejnych środków naukowych.

Ważniejsze jednak jest to, że jest coraz więcej twardych naukowych dowodów na skuteczność TCK – terapii bardzo delikatnej, subtelnej i nieinwazyjnej. Korzyści opisane są dość ogólnie, jednak efekty w postaci lepszego samopoczucia, zmniejszenia poziomu bólu, większej sprawności są rezultatem całego kompleksu pozytywnych zmian w organizmie. Dodatkowo skazują na ogólną poprawę zdrowia i codziennego funkcjonowania, co samo w sobie podnosi jakość życia chorych, wzmacnia ich i ułatwia im – a czasem wręcz umożliwia – drogę do odzyskania pełni dostępnego zdrowia.

Pojedyncze doniesienia

W 2019 roku w czasopismo medyczne Integrative Cancer Therapies, poświęcone metodom medycyny alternatywnej, komplementarnej i alternatywnej w leczeniu pacjentów nowotworowych, opublikowało artykuł poświęcony metodom naturalnym polecanym przez lekarzy naturoterapeutów w terapii dzieci z nowotworami. Wyniki ankiet odesłanych przez 99 lekarzy zrzeszonych w amerykańskim onkologicznym stowarzyszeniu lekarzy naturopatów (Oncology Association of Naturopathic Physicians) pokazały, że terapia czaszkowo-krzyżowa znajduje się wśród pięciu najczęściej rekomendowanych modalności terapeutycznych i poleca ją 69% lekarzy.[ix]

Z kolei czasopismo Journal of Alternative and Complementary Medicine w 2015 opublikowało opis przypadku zastosowania terapii czaszkowo-krzyżowej, jako metody uzupełniającej leczenie pacjentki po operacji oponiaka (nowotwór opon mózgowych) i urazie mózgu. Po pięciu sesjach TCK znacznie spadła intensywność bólów głowy (z 9 do 2-4 na skali 10-stopniowej), zmniejszyły się zawroty głowy (z 10 do 2 w tej samej skali) oraz poprawiła się mobilność kręgosłupa szyjnego, jakość snu i ogólne samopoczucie. Lekarz prowadzący uznał, że stosowanie TCK, oprócz naturalnej suplementacji, znacznie przyczyniło się do poprawy stanu zdrowia pacjentki.[x]

PRZYKŁADY Z PRAKTYKI KLINICZNEJ

Tutaj mogę przywołać przykłady z własnej praktyki, kiedy takie subtelne, ogólnoustrojowe działanie przyczyniło się do poprawy stanu osób borykających się z przewlekłymi dolegliwościami.

Pani Ewa – choroba nowotworowa

Pani Ewa około półtora roku temu przeszła bardzo poważną operację usunięcia nowotworu układu pokarmowego, a następnie kilkumiesięczną chemioterapię, która zakończyła się nieco ponad pół roku przez jej pierwszą wizytą u mnie.

Pani Ela nosiła jeszcze perukę, gdyż twierdziła, że wstydzi się swoich odrastających włosów. Zgłosiła się, ponieważ słyszała od znajomej, że terapia czaszkowo-krzyżowa może być dla niej dobra. Skarżyła się na trudności ze snem, spowodowane głównie przez biegające po umyśle myśli, związane z tym napięcie, okresowo powracające bóle, trudność w odpoczywaniu. Ze sposobu, w jaki opowiadała o swojej sytuacji przebijało echo poczucia lęku i niepewności. To samo widać było w jej ciele, które wydawało się zwarte w sobie, jakby ściśnięte lub skulone do środka. Nawet na stole pani Ewa wyglądała jakby leżała „na baczność”.

Po pierwszej sesji terapeutycznej z panią Ewą miałam wrażenie, że to, co pełne życia i energii w jej ciele jest gdzieś bardzo głęboko schowane i dość szczelnie zamknięte. Przejawia się bardzo cicho i nieśmiało i dość trudno o stan głębszego osadzenia i holistycznej zmiany. Po tej pierwszej sesji pani Ewa mimo wszystko poczuła się wyciszona i uspokojona i bardzo chętnie umówiła się na kolejne spotkanie.

Od tamtej pory spotkałyśmy się już kilkanaście razy, co tydzień przez trzy miesiące. Dzięki temu byłam w stanie zauważyć zmiany w organizmie pani Ewy oraz w niej samej. Zmiany są widoczne na kilku poziomach.

Po każdej sesji pani Ewa wstaje ze stołu z uśmiechem na twarzy. Za każdym razem mówi, że ma się bardzo dobrze i sprawia wrażenie zrelaksowanej – tak, jakby właśnie odpoczęła w bardzo przyjemny dla siebie sposób. Tak samo za każdym chce umówić się ponownie i ze szczerą chęcią potwierdza termin kolejnego spotkania. Z tygodnia na tydzień mam wrażenie, że widzę na jej twarzy więcej uśmiechu, kolorów, subtelnej radości i rozświetlenia.

Ja sama podczas pracy odnoszę wrażenie, że organizm pani Ewy z coraz większą łatwością zagłębia się w stan wyciszenia. Stan wyciszenia staje się krok po kroku coraz głębszy, szerszy i pełniejszy, towarzyszy mu poczucie ulgi i odpuszczenia. Przestrzeń dookoła osadza się, wycisza i spowalnia. Szczególnie w trakcie sesji, podczas której pracowałam z komorami mózgowia – głęboka cisza i nieruchoma, ale pełna siebie przestrzeń była obecna w całym pomieszczeniu. Po zakończeniu sesji zarówno pani Ewa, jak i ja, miałyśmy wrażenie powrotu z dalekiej podróży gdzieś w głąb czegoś. Było to dość niezwykłe doświadczenie.

Po jednej z pierwszych sesji rozmawiałyśmy o tym, co można zrobić, żeby poradzić sobie z myślami kotłującymi się w głowie, kiedy pora na sen. Opowiedziałam o najprostszym sposobie niepodążania za myślami, który jest podstawą każdej medytacji, z wykorzystaniem własnego oddechu do pomocy.  Nie wiem, czy pani Ewa zaczęła to praktykować, nie pytałam, ale po kolejnych kilku sesjach powiedziała, że dobrze jej robi ta terapia – że lepiej śpi i ogólnie jest jej lepiej „w środku”. Nie bierze już żadnych leków wspomagających sen. Ogólnie jest pogodniejsza, jakby życie stało się trochę lżejsze. Po trzech pierwszych sesjach przyszła już bez peruki.

W międzyczasie panie Ewa miała zaplanowane badania kontrolne – najpierw oznaczanie markerów nowotworowych. Czuła zdenerwowanie przed badaniem, a potem zdenerwowanie oczekiwaniem na wyniki. Mówiła o tym jednak otwarcie i z lekkim uśmiechem na twarzy. Wkrótce okazało się, że wyniki są nieco podwyższone i pani Ewie zlecono kontrolna tomografię. Ponownie pojawiła się niepewność i wyczekiwanie na badanie, jednak pani Ewa cały czas była w stanie o tym opowiadać bez widocznych trudności. Mówiła, że się denerwuje, że nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek będzie mogła po prostu odpuścić i przestać myśleć o chorobie, czy już zawsze będzie musiała żyć z takim wewnętrznym poczuciem niepewności. Tomografia pokazała, że sytuacja wygląda dobrze, ale pani doktor zaleciła ponowne badanie markerów dla pewności. Kolejne czekania na badanie, a potem na wynik.

Markery nadal były podwyższone, więc prowadząca pani doktor zleciła tomografię PET. Znowu czekanie na termin badania, a potem na wyniki. O tym na ostatnim spotkaniu pani Ewa mówiła jeszcze łatwiej i z większą lekkością podejścia do tematu. Sama przyznała, że już chyba nie ma lepszej opcji niż po prostu odpuścić martwienie się i cieszyć się tym, co jest z dnia na dzień. Życie samo w sobie jest dla niej teraz bardzo przyjemne, tylko ciągle ją gdzieś wysyłają…

Po pierwszej sesji pani Ewa zapytała, czy może kiedyś przyjechać z mężem, a po trzech tygodniach przyjechała z nim. Po swojej pierwszej sesji wstał bardzo zadowolony – powiedział, że ostatnio w tak czuły sposób dotykała jego głowy jego własna matka, kiedy był dzieckiem. Od tamtej pory pani Ewa za każdym razem przyjeżdża ze swoim mężem, który też chętnie korzysta z sesji. Po ostatniej wizycie powiedział mi na koniec, że te spotkania dobrze robią żonie – lepiej śpi, jest spokojniejsza, więcej się śmieje i ogólnie lepiej się czuje. To był dla mnie najlepszy dowód skuteczności terapii.

Pani Katarzyna – ból przewlekły przy stenozie i dyskopatii kręgosłupa szyjnego

Pani Katarzyna zgłosiła się do mnie z powodu dolegliwości towarzyszących zdiagnozowanej stenozie i dyskopatii kręgosłupa szyjnego (ból, napięcie mięśni, ograniczenie ruchomości). Powiedziała, że mięśnie karku i obręczy barkowej ma cały czas sztywne i napięte, prawie ciągle doświadcza bólu i już nie wie, co może z tym zrobić. Ma wrażenie, że fizjoterapia i ćwiczenia, które jej do tej pory zalecano, nie pomagają, a może nawet pogarszają sytuację. Była zdesperowana. Dużo pracuje w domu przy komputerze i coraz trudniej jest przynieść sobie ulgę.

Po pierwszej sesji pani Katarzyna wstała ze stołu i powiedziała z lekkim zdziwieniem, że to było bardzo przyjemne. Dodała, że już nie czuje tej sztywności w mięśniach karku i barków, choć pozostało jeszcze trochę bólu, ruchomość jednak wróciła. Odczuwała wyraźną ulgę i bardzo chętnie umówiła się na kolejne spotkanie.

Po kolejnych sesjach efekt ten utrzymywał się i za każdym razem pani Katarzyna wstawała ze stołu odprężona i zadowolona. Ostatnio, po piątej sesji, powiedziała, że naprawdę bardzo dużo się poprawiło. Odczuwa jeszcze trochę bólu w prawym ramieniu, ale to nic w porównaniu z poprzednią sztywnością i brakiem ruchomości. Powiedziała, że nie bierze już żadnych leków przeciwbólowych i dobrze śpi. Była cały czas zdziwiona, że coś tak delikatnego, nieinwazyjnego, spokojnego i prostego może przynieść taką poprawę (w porównaniu do wszystkich zabiegów fizykoterapii, wizyt u masażysty i innych aktywnych metod, które stosowała). Umówiła się na kolejne spotkanie.

Korzyści dodane w terapii

Terapia również uczy i wyposaża pacjenta w narzędzia, z których może korzystać samodzielnie. W ten sposób efekt terapeutyczny się przedłuża, a takich długofalowych efektów może być co najmniej kilka. Opiszę te z nich, które na ten moment wydają mi się najwyraźniejsze.

  1. Pacjent uczy się odnajdować swoje zasoby. Uczy się kontaktować z nimi, nawiązywać z nimi relację i korzystać z nich dla siebie. Budzi to umiejętność dostrzegania i doceniania w swoim życiu i otoczeniu dobrych rzeczy, również tych małych, drobnych, na pozór oczywistych. To jest wielkie bogactwo.
  2. Pacjent oswaja się ze stanem relaksu i odprężenia, z ciszą i bezruchem. Układ nerwowy autoreguluje się coraz lepiej i łatwiej. Organizm może zacząć intuicyjnie szukać stanu wyciszenia, odprężenia i odpoczynku, naturalnie lgnąć do tego, co przyjemne, dobre i zdrowe. Pacjent zauważa, że odczuwanie rozluźnienia i przyjemności jest możliwe również, kiedy choruje – co więcej, jest to pomocne.
  3. Pacjent nawiązuje i pogłębia kontakt z własnym ciałem, uczy się go słuchać, nabiera świadomości różnych obecnych w nim odczuć. Ciało staje się wewnętrznym źródłem informacji o samym sobie i sprzymierzeńcem. Informuje to emocjach, potrzebie odpoczynku, możliwości odpuszczenia. To również efekt autoregulacji.
  4. Pacjent uczy się zwalniać, przystawać, zatrzymywać się. Na dłuższa metę może dać mu to więcej dystansu do zewnętrznych i wewnętrznych zdarzeń – w codziennych sytuacjach i własnych myślach i emocjach. To z kolei z czasem przekłada się na większe poczucie panowania nad własną sytuacją i do pewnego stopnia przywraca spokój wewnętrzny.
  5. Często pacjent zaczyna świadomie dokonywać wyborów sprzyjających zdrowiu, na przykład interesować się rzeczami takimi jak: uważność i medytacja, jak działa ta terapia, skąd bierze się stres, jak działa na organizm, jak można sobie z nim radzić.

W rezultacie pacjenci stają się coraz bardziej samodzielni i silni.

PODSUMOWANIE

Opisane przykłady i związane z nimi własne doświadczenia bardzo wyraźnie udowadniają mi rolę stresu w doświadczaniu choroby. Długotrwały stres i związane z nim napięcia bardzo nasilają objawy choroby lub dokładają nowych, utrudniając odzyskanie zdrowia. Często chory cierpi bardziej z powodu skutków stresu, niż skutków samej choroby. Organizm posiada własne zasoby autoregulacji, jednak siły te nie mogą zostać zmobilizowane do działania w obecności stresu i napięcia. Do tego potrzeba innego trybu – odpoczynku, relaksu, rozluźnienia i przestrzeni. Ta przestrzeń musi się pojawić w myślach, emocjach i w ciele. Na szczęście przestrzeń zawsze jest dostępna i zawsze można nauczyć się po nią sięgać. Wystarczy zacząć od oddechu – ten zawsze mamy przy sobie na kilku poziomach jednocześnie.

Biodynamiczny terapeuta czaszkowo krzyżowa nie skupia się na chorobie, lecz koncentruje na zdrowiu. Szukając przejawień zdrowia w organizmie pacjenta pomaga mu wyrażać się łatwiej i pełniej. Zdrowie zawsze jest obecne, tylko może być przytłoczone przez nadmiar trudnych zewnętrznych doświadczeń. Cisza i przestrzeń, jakie pojawiają się podczas sesji BTCK umożliwiają aktywowanie wewnętrznych zasobów autoregulacji. To, na czym koncentrujemy się wzrasta –  jeśli szukamy zdrowia, znajdziemy je i ono będzie nam się ukazywać. Na tym polega siła BTCK.

BIBLIOGRAFIA

Książki

  1. Franklyn Sills, Foundations in Craniosacral Biodynamics. The Breath of Life and Fundamental Skills, volume I, North Atlantic Books, Berkeley, California, 2016
  2. Michael Kern, Mądrość ciała. Czaszkowo-krzyżowe podejście do istoty zdrowia, Virgo, Warszawa, 2012

Źródła internetowe

  1. https://dynamicpotency.com/words-and-wisdom-osteopathic-quotes-2/
  2. https://osteodoc.com/biodynamics/.
  3. https://www.jamesjealous.com/reflections/
  4. https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/23131379/
  5. https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/31892357/
  6. https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/31566009/
  7. https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/25607593/

 

[i] Wszystkie cytaty zaczerpnięto ze strony: https://www.dynamicpotency.com/words-and-wisdom-osteopathic-quotes-2/

[ii] Żródło: https://osteodoc.com/biodynamics/. Biodynamika w terapii czaszkowo-krzyżowej jest kontynuacją biodynamicznego podejścia w osteopatii, rozwijanego przez uczniów Dr Sutherlanda, głównie Dr Rollina Beckera i Dr jamesa Jealousa.

[iii]  https://www.jamesjealous.com/reflections/

[iv] Cyt. za: Franklyn Sills, Foundations in Craniosacral Biodynamics volume 1, p. 51

[v] Znajdują się na Uniwersytecie w Gottingen, gdzie Blechschmidt był dyrektorem instytutu anatomii.

[vi] Przegląd systematyczny to przegląd piśmiennictwa naukowego (wykorzystuje tylko wiarygodne publikacje wyników badań naukowych, rygorystycznie dobranych według ustalonych kryteriów kwalifikowalności), który szuka odpowiedzi na konkretne pytanie kliniczne. Przeglądy naukowe, z powodu swojej rygorystyczności, są bardzo dobrym źródłem wiarygodnych wniosków klinicznych. 

[vii] Complement Ther Med., 2012 Dec;20(6) A systematic review to evaluate the clinical benefits of craniosacral therapy, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/23131379/

[viii] BMC Musculoskelet Disord, 2019 Dec 31;21(1), Craniosacral therapy for chronic pain: a systematic review and meta-analysis of randomized controlled trials, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/31892357/

[ix]Integr Cancer Ther, Jan-Dec 2019, Naturopathic Oncology Care for Pediatric Cancers: A Practice Survey, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/31566009/

[x] J Altern Complement Med., 2015 Feb;21(2), Treating the sequelae of postoperative meningioma and traumatic brain injury: a case of implementation of craniosacral therapy in integrative inpatient care, https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/25607593/