Zapraszam Cię do przestrzeni mojego gabinetu. Przestrzeni, w której uwolnisz oddech i odnajdziesz spokój. Delikatnym dotykiem otworzę Twoje ciało na rozmowę. Rozmowę, w której jestem pełnym empatii i otwartości pośrednikiem. Pośrednikiem między Tobą a Twoim wewnętrznym lekarzem. Tym, który skupia się na zdrowiu, a nie na chorobie.
Mam w sobie spokój i zgodę na to, co pokaże ciało. Ono jest mądrością samą w sobie. Mądrością czułą na dotyk w swoim własnym czasie i indywidualnym rytmie. Rytmie zbliżonym do procesów zachodzących w naturze: jak pływanie fal, kołysanie drzew. Spotkam życie w Tobie, które przejawia się ruchem płynów, tkanek, struktur i kości. Ruchem, który dla mnie, w każdej z blisko 200 sesji, które wykonałam, jest cudem.

Gosia Kubicka 2020r.

PRZEDMOWA, czyli co tu się zadziało.

Moja przygoda z pracą dyplomową rozpoczęła się od poszukiwań tematu. To były poszukiwania raczej wewnętrzne. Pytałam siebie, co mnie pasjonuje, co chcę zgłębiać w temacie cranio i wreszcie co mnie „kręci” podczas sesji, które wykonuję w ramach praktyk. Bardziej czułam pisanie o doświadczeniu i doświadczaniu niż anatomii. Ważne było dla mnie by posłuchać serca. Słuchanie serca jest dosyć specyficzne w tworzeniu. Jego „wadą” akurat w tym procesie jest walka z czasem. Pisząc pracę dyplomową „gonią” nas ściśle określone terminy. A serce jak to serce rządzi się swoją przestrzenią na odczuwanie.

Kiedy przyszedł moment na przesłanie tematów do asystentów i nauczycieli zadziało się we mnie coś nieoczekiwanego, zaskakującego, nieprzyjemnego. Zaczęłam odczuwać napięcie w ciele, stres, obawę, że nie zdążę wywiązać się z zadania na czas. Strach tak mną zawładnął, że niczego już nie byłam w stanie wymyśleć. Zaczęłam panikować i nie myślałam logicznie a już na pewno nie były to myśli konstruktywne. Głowa szalała, myśli prześcigały się a serce zostało stłumione. Zaczęłam źle się czuć. Byłam w napięciu. Zaczęłam odczuwać ból w ciele i coś w rodzaju zamrożenia, ponieważ nie byłam w stanie ani myśleć, ani działać. Tym bardziej, że mam pewną nabytą przypadłość, kiedy nie jestem w kontakcie ze swoim sercem doskwiera mi poczucie chaosu i sztuczności. W całej tej bezradności i swojego rodzaju cierpieniu poczułam, że mam tylko jedno wyjście, żeby się z tego uwolnić. Skontaktować się z siłą życiową i zacząć działać.

Nie lubię zbyt długo przebywać w stanie zamrożenia, więc myśl o działaniu dała mi moc. Zanim jeszcze otrzepię się z kurzu i błota nastąpi odpuszczenie. Ważne, żeby nie mylić z rezygnacją. Jak dla mnie to taki stan zaufania, że wszystko jest potrzebne, pozwolenie sobie na bezradność i takie zatrzymanie nad tym, co czuję. Popatrzenie bez emocji na program, który włącza się na myśl, że nie zdążę. Zatrzymanie nad schematem działania, który niewątpliwie u mnie się powtarza: chęć poczucia kontroli a co za tym idzie potrzeba bezpieczeństwa i samoakceptacji. Po zobaczeniu tego, co się dzieje wewnętrznymi oczami zyskuję siłę do działania. Sama świadomość zdarzeń jest dla mnie lekarstwem. Ciało odpuszcza napięcia, oddech spowalnia, ciało zaczyna się regulować na nowo, głowa się wycisza, gardło rozluźnia, barki opadają zrelaksowane, brzuch, uda, łydki rozluźniają się, stopy łapią kontakt z podłożem.

 Stosuję to często w momentach bezradności i bezsilności. Mianowicie przypominam sobie, że trzeba ufać, że wszystko, co przychodzi jest po coś potrzebne. Zatrzymuję się, żeby za chwilę działać z wielką mocą. Osadzam się. Jest to rodzaj medytacji takiej stosowanej na co dzień o każdej porze dnia. Polega na uważności i akceptacji. Wszystko, co się we mnie pojawia zauważam, pozwalam temu być, oddycham. Czasem jest to trudne w tornadzie codziennych obowiązków. Tym bardziej potrzeba w tym zatrzymania.

Samo pozwolenie sobie na chwilową ciszę daje bardzo dużo w procesie wychodzenia z zamrożenia. Zgoda na „słabość”, niemoc, kryzys, nic nierobienie to jak dla mnie ważny element tego procesu. Zauważenie wszystkich emocji, które się pojawiają jest wyrazem szacunku do samego siebie. Wreszcie zlokalizowanie i zauważenie ich w ciele daje możliwość uwolnienia.

Często mówimy, że nie lubimy, kiedy nas coś boli, że nie lubimy trudnych emocji…A tak naprawdę czego się boisz? Ale tak naprawdę. Czyż nie jest tak, że odczuwasz lęk na myśl, że miało by być Ci dobrze i lekko? Czy nie jest tak, że na myśl o zatrzymaniu odczuwasz strach? Bo co Ty z tą ciszą zrobisz? Co będziesz robił, kiedy się zatrzymasz? Do czego dostaniesz dostęp? Czy masz odwagę być w ciszy z samym sobą? I kiedy tak pochylam się nad sobą z miłością i przyznaję przed sobą jak trudno mi się zatrzymać, zwolnić to przychodzi moment akceptacji i odpuszczenia. Moje ciało zatrzymuje się w sobie, umysł się wycisza, oddech spowalnia. Napięcia puszczają mięśnie trzymane w ryzach, powieź prostuje się prężnie, krew zaczyna płynąć szybciej, limfa porusza się swobodnie, ciało zaczyna falować w swoim rytmie. Jak na sesji czaszkowo-krzyżowej tyle, że ty jesteś pacjentem w swoich własnych rękach. Kiedy poczułam, że mogę działać, bo dałam sobie uwagę i zgodę bycia w procesie tak jak potrzebuję w nim być to urodził się temat pracy. Wyłuskany z serca, poczuty w ciele, w każdej komórce, w każdej emocji wylał się na papier.

WSTĘP, czyli jakby to powiedzieć.

Żyjemy w czasach, w których coraz więcej okazji do napięć i stresu. Tak nam się przynajmniej wydaje. Jednak, kiedy spojrzeć na dawniejsze czasy, kiedy to człowiek siedział w jaskini w strachu, że coś go pożre albo że nie znajdzie czegoś do zjedzenia perspektywa zmienia się. Czy dawniej było mniej powodów do napięć? Czy naszym dziadkom żyjącym w czasach wojny trudniej było o stres? Dzisiaj mamy reżim pandemiczny i społeczną separację. Żyjemy w zawieszeniu. Czekamy aż wszystko wróci na swoje dawne tory a po pewnym czasie zapomnimy o całym zdarzeniu. Jednak to się nie stanie. Nic już nie będzie jak dawniej. Życie trwa już teraz. Co z nim? Co z życiem teraz? Czy mimo wielu powodów do stresu i napięć można je przeżyć lekko?

Od pewnego czasu przychodzi do mnie pewna klientka, nazwę ją Dorota. Ma blisko 40 lat, zarządza świetnie prosperującą firmą. Bardzo serdeczna i elegancka kobieta. Przyszła do mnie z pewnym schorzeniem i częstymi bólami głowy. Żyje od dłuższego czasu w permanentnym stresie. Stabilność finansowa nie przynosi poczucia bezpieczeństwa i spokoju.  Terapia czaszkowo-krzyżowa działa na nią zbawiennie. Podczas sesji jest zrelaksowana, wyciszona, jej myśli ustają, odpuszcza próbę kontroli, jej ciało osiada, oddech spowalnia. Zwróciłam jej na to uwagę już po pierwszej sesji mówiąc do niej : „Zobacz jaki masz zasób w ciele, jak bardzo potrafisz się zrelaksować i jaką Twoje ciało ma do tego moc!”. Ja jestem pomostem jednak moc jest w Tobie. Tu nic nie zadziało się z zewnątrz. Westchnęła i odpowiedziała, że boi się, że napięcia wrócą, kiedy ona znajdzie się w swojej firmie. Odpowiedziałam spokojnie cichym głosem: Pozwól sobie! Zapytała mnie wtedy: „Czy to znaczy, że mam wyprowadzić się do lasu i rzucić wszystko?”, ale czuła, że to pytanie to tylko wyraz bezsilności.

Czy możliwe jest zatem „zjeść ciastko i mieć ciastko?”. Czy można żyć w dzisiejszych czasach zachowując równowagę, spokój i ciszę w swoim ciele? Wreszcie czy terapia czaszkowo-krzyżowa może nam w tym pomóc? Postaram się sprawdzić i odpowiedzieć na te pytania w swojej pracy.

I CZYM JEST TERAPIA CZASZKOWO-KRZYŻOWA, czyli trochę historii.

To terapia manualna mało jeszcze znana w Polsce, chociaż już refundowana przez NFZ dla dzieci niepełnosprawnych. Wywodzi się z osteopatii a jej historia kojarzona jest z połową XX wieku i dwoma nazwiskami: William Sutherland i John Upledger. Pierwszy to amerykański osteopata, który zauważył, że dotykanie kości czaszki powoduje zmniejszanie i zwiększanie ich zewnętrznych rozmiarów w regularnych odstępach czasowych. Drugi z nich, amerykański lekarz i osteopata prowadząc operacje neurochirurgiczne, zaobserwował zupełnie odrębną i niewspółmierną do tętna czy rytmu oddechowego pulsację opon mózgowych. Jak się później okazało, ten specyficzny ruch związany z produkcją i absorpcją płynu mózgowo-rdzeniowego ma wpływ na zachowanie równowagi pomiędzy układem nerwowym, trzewnym i hormonalnym. Prawidłowy rytm odpowiada za regenerację całego organizmu, napięcia w oponach czaszkowych oddziałują bowiem na system mięśniowo-powięziowy ciała.  

Terapeuta jest pomostem pomiędzy pacjentem a jego mądrym organizmem. Poprzez dotyk kontaktuje się nie tylko z ubraniem czy skórą człowieka. Poprzez dotyk rozmawia z ciałem pacjenta. Słucha, co ma do opowiedzenia wrodzona siła leczenia, która jest w każdym z nas, gdyż terapia czaszkowo-krzyżowa skupia się na zdrowiu a nie chorobie. Kiedy terapeuta przyjmie już odpowiednią pozycję, odnajdzie tak zwane punkty podporu, uziemi się, skontaktuje ze swoimi zasobami i wyciszy swój oddech jest gotów na rytuał kontaktu, bycie pośrednikiem. Przykłada ręce do ciała pacjenta i zaczyna się dialog. Mam taki zwyczaj podczas sesji praktycznych, które wykonuję, żeby witać się z systemem klienta. Robię to bez używania słów wysyłając „energię powitania”. Przesyłam informację kim jestem. Potwierdzam gotowość do służenia. Służenia z pokorą temu, kto leży przede mną. Z pełna akceptacją siebie i pacjenta wraz z jego historią, stanem aktualnym i każdą komórką w jego ciele. Wtedy czuję, że jestem gotowa do sesji. Pytam wrodzona siłę leczenia, gdzie mam skierować ręce. System klienta w trakcie sesji często reaguje na te pytania. Jak napisał doktor Franklyn Sills:   „Gdy Twoja linia środkowa jest już określona, następnym krokiem będzie wytworzenie wewnętrznego punktu podporu obecności i spokoju, czyli neutralności terapeuty. Zamiarem jest stworzenie stanu wewnętrznego spokoju, stanu obecności, który jest neutralny w czynnikach w Twoim systemie własnym” (mając na myśli terapeutę).

Po delikatnym przyłożeniu dłoni do ciała pacjenta zaczyna się nasłuchiwanie. Zazwyczaj od razu można wyczuć ruch i często jest to chaotyczny, nieregularny taniec płynów, powięzi, tkanek, mięśni… Terapeuta oczekuje zatrzymania zwanego w cranio dynamiczną ciszą. Po to, by poczuć opowieść ciała na nowo i z inna jakością. To zjawisko nazywane jest holistyczna zmianą i jest ono niezbędne do tego, żeby pójść dalej w sesji. To podobne zdarzenie do tego, kiedy spotykamy w biegu kogoś, kogo dawno nie widzieliśmy. Zaczynamy chaotyczną rozmowę na temat tego, co u nas. Jesteśmy zziajani, szybko oddychamy i wypowiadamy potok słów z entuzjazmem i uśmiechem. Postanawiamy pójść z dawnym przyjacielem na kawę, ściągamy płaszcz, siadamy przy stoliku, chwytamy menu i następuje cisza. Uspakaja się nasz oddech, twarz się rozluźnia, nasze ciało opada na krześle. Kelner przynosi kawę a my zaczynamy prawdziwą opowieść tego, co u nas aktualnie w życiu się dzieje. Uwielbiam to obrazowe porównanie opowiedziane przez nauczycielkę Sheilę Kean w szkole ETC podczas jednego z seminariów. Tak samo dzieje się na początku sesji, kiedy terapeuta przykłada ręce, system pacjenta zaczyna powoli, ze spokojem osiadać i pokazywać nam co dzieje się w środku, co jest do uzdrowienia, jaka jest siła tego organizmu do samoleczenia, co jest do uwolnienia na ten moment i czy pacjent jest na to gotowy.

Skuteczność terapii jest zależna bowiem nie tylko od umiejętności terapeuty, ale przede wszystkim od gotowości klienta. I to jest bardzo dobra wiadomość dla nas. Dzięki temu możemy uzdrowić swoje ciało z niemalże każdej dysfunkcji, choroby, uwolnić traumy i wzmocnić odporność. Potrzebna jest gotowość i decyzja o tym, że chcemy pójść na sesję. Pójść i zdecydować,  że czas na osiągnięcie zdrowia i kontakt ze sobą samym. Terapia czaszkowo-krzyżowa jest pracą na rytmie płynu, który z samej góry z systemu opony twardej transportowany jest do wszystkich komórek naszego ciała. Jest to praca całego ciała a nie tylko czaszki. Nasza głowa gromadzi wszystkie napięcia, które spływają z różnych miejsc organizmu. Tak jak oddychanie i bicie serca, rytm cranio-sacralny można wyczuć na całym ciele. Według doktora Sutherlanda podstawowa zasadą w koncepcji czaszkowo-krzyżowej jest podłużna fluktuacja płynu mózgowo-rdzeniowego. Nazywa go odnawialną płynną baterią ciała, niosącą potencję Oddechu Życia w całej fizjologii. Te moc zaś nazywa niewidzialnym elementem niesionym przez płyn. Stwierdza jednoznacznie, że tam, gdzie jest płyn mózgowo-rdzeniowy, tam jest moc.

Płyn mózgowo-rdzeniowy jest głównym dystrybutorem mocy w ciele, jednak tę ważną funkcję spełniają również inne płyny takie jak krew, limfa i płyn środmiąższowy. „Gdy w całym systemie płynów nie ma utrudnień w ruchu, zasada porządkująca Oddechu Życia może przejawiać się bez zakłóceń”– pisze Michael Kern w swojej książce Mądrość Ciała. Podczas wspierania zdrowia w terapii czaszkowo-krzyżowej używa się wewnętrznych zasobów . Do podstawowych należą płyn i moc. Potencja niesiona w płynach dostarcza maksymalnych korzyści jakich może dostarczyć na ten moment. Terapeuta odpowiednio układając dłonie na wybranym obszarze, jest w stanie wyczuć zakłócenia rytmu czaszkowo-krzyżowego, znaleźć zmiany funkcjonalne i chorobowe w organizmie , a następnie spowodować zwolnienie lub przyspieszenie rytmu tak, żeby wyregulować jego pracę.  Drugim ważnym składnikiem terapii, oprócz pracy na płynie, jest praca na kościach czaszki.

W tkance kostnej mogą być zachowane wzorce napięciowe inaczej zaburzenia wewnątrzkostne. Wtedy ruchliwość kości lub jej oddychanie wewnętrzne jest zaburzone. Terapeuta poprzez pracę bezpośrednią z kością czeka cierpliwie aż naturalny jej ruch unormuje się, ustabilizuje, stanie się na nowo symetryczny po obu stronach ciała, jak w przypadku kości czaszki. Dla mnie czucie ruchu kości lub szwów czaszki, czucie ruchu kości krzyżowej czy ogonowej za każdym razem jest fenomenem i wyjątkowym przeżyciem. Zwłaszcza kiedy można wyczuć różnicę pod koniec sesji, kiedy to ruch wrócił na odpowiednie tory. Praca z fizjologicznymi zasobami pacjenta odbywa się jakby niezależnie od jego świadomości. Oczywiście ważna jest gotowość jednak chcę powiedzieć, że w tym przypadku, jeśli chodzi o dajmy na to płyn mózgowo-rdzeniowy to klient nie potrzebuje mieć świadomości jak on przepływa, gdzie się znajduje itd. Natomiast przy wykorzystaniu zasobów innych niż fizjologiczne, których na początku sesji klient sam poszukuje w swoim ciele wzrasta świadomość ich użycia. Pacjent odpowiednio pokierowany przez terapeutę werbalnie może przekierowywać swoją uwagę z miejsca mocy do miejsca, gdzie powstał punkt inercyjny, czyli pewna dysfunkcja. Jest to bardzo pomocne podczas pracy z wzorcami inercyjnymi oraz podczas pracy z częścią w ciele, w której pojawił się ból czy dyskomfort.

Mowa o zasobach w ciele, które są jak najbardziej osobistymi aspektami. To znaczy, że istnieją mocne strony, z których dana osoba potrafi korzystać, kiedy tego potrzebuje. Na początku każdej sesji terapeuta prosi pacjenta o wskazanie miejsca w ciele, w którym czuje on komfort, moc, coś co jest przyjemne i zasila. Widzę na moich sesjach, że jest z tym poszukiwaniem mocy w ciele różnie. Im bardziej świadomy siebie człowiek tym łatwiej znaleźć mu to miejsce. Ludzie skontaktowani ze swoimi ciałami robią to od razu. Inni potrzebują dłuższej chwili, żeby się „zeskanować”. Bywają również i tacy, którzy w ogóle tego nie czują, nie potrafią, wręcz nie rozumieją mojej prośby. Zazwyczaj są to osoby bardzo spięte, schorowane, takie zamrożone. Ich ciało jest jakby zbite, twarde i długo zajmuje, żeby się rozpuściło. Wtedy proszę o poszukiwanie takiego zasobu gdzieś na zewnątrz i dopiero wtedy przenosimy to odczucie z zewnątrz do wewnątrz ciała. Zdarzyło mi się na kilku moich sesjach, że prośba o poszukanie tego miejsca w ciele czy ostatecznie poza ciałem jest dla mojego klienta wręcz denerwujące.

Jak pisze Franklyn Sills „Umiejętność bycia w pełni obecnym i odpoczywania w świadomości jest naszym najbardziej podstawowym zasobem, nieważne jak trudne w funkcjonowaniu może to być. Umiejętność doświadczania wewnętrznych i zewnętrznych przeżyć w niezdysocjowany sposób jest kluczowym zasobem i umiejętnością zarówno dla leczącego jak i dla pacjenta, aby następował rozwój”.

II UKŁAD NERWOWY I TEORIA POLIWAGALNA, czyli troszkę anatomii.

Jeśli mowa o układzie nerwowym to nie sposób nie wspomnieć o nerwie błędnym. Jest to najdłuższy nerw czaszkowy przebiegający od czaszki po jamę brzuszna. Dociera do wszystkich organów: gardło, przełyk ,krtań ,oskrzela ,płuca, serce, żołądek, trzustka, wątroba. Odpowiada za komunikację impulsów nerwowych z narządami ciała. Rozpoczyna się w rdzeniu przedłużonym, następnie opuszcza czaszkę przez boczną część otworu szyjnego. Tworzą go dwa szlaki: grzbietowy i brzuszny. Od owych szlaków głównych odchodzą jeszcze liczne odgałęzienia i sploty (m. in. sercowy i słoneczny), co czyni przebieg nerwu błędnego rzeczywiście skomplikowaną wędrówką po ludzkim ciele.

Zakończenie nerwu błędnego stanowią liczne jego rozgałęzienia w jamie brzusznej.

“Inteligentny” nerw błędny odkryto tylko u ludzi. Przewodzi on impulsy bardzo szybko i pozwala nam korzystać z układu przywspółczulnego, aby się uspokoić.

Szybkość przewodzenia sygnałów w układzie nerwowym zapewnia neuronom, w tym nerwowi błędnemu, proces zwany mielinizacją. Mielina to tłuszczowa osłonka wokół aksonu (włókna nerwowego), która działa jak izolator elektryczny. Układ nerwowy może wykształcić miliony aksonów i synaps, ale dopóki nie wytworzy się wokół nich otoczka mielinowa, proces nie jest dokończony. Mielinizacja sprawia, że sygnały przeskakują szybciej i bez zakłóceń. Tylko brzuszny szlak nerwu błędnego człowieka jest zmielinizowany.

Aż 80% włókien nerwu błędnego wysyła informacje z jelit do mózgu, zaś pozostałe 20% kontroluje organy i procesy, które są niezbędne dla utrzymania nas przy życiu, czyli serce, trawienie, oddychanie czy gruczoły.

Łączy mózg z jelitami, biegnie przez klatkę piersiową, przeponę, otaczając serce i obszary tradycyjnie uznawane za ośrodki intuicji, troski i współczucia.

Oddziałując i komunikując ze sobą tyle narządów, zasługuje na miano siły napędowej naszego ciała.

Nerw błędny uczestniczy w bardzo wielu procesach w naszym ciele:

  • przełykanie i trawienie (wydziela serotoninę, która daje nam uczucie sytości po posiłku)
  • mówienie (poprzez pobudzenie mięśni głosowych)
  • oddychanie
  • bicie serca (mechanizm zwalniania tętna, kontrola przepływu krwi)
  • reguluje poziom glukozy i żółci (wątroba i trzustka)
  • kontroluje masę ciała
  • zmniejsza stany zapalne (kontroluje układ odpornościowy)
  • odpowiada za wrażenia dotykowe (zawiera receptory oksytocyny)
  • pozwala pokonać stres
  • zapobiega lękom i depresji
  • odpowiada za zaangażowanie społeczne

Funkcjonalnie nerw błędny składa się z trzech części: czuciowej, ruchowej i przywspółczulnej.

Nerw błędny znajduje się gdzieś na styku biologii z duchowością. Faktem jest, że somatyka, cierpienia fizyczne, wskazują nam bardzo wyraźnie na jakieś konkretne obszary psychiki, którymi warto się zająć, by poczuć się dobrze. I odwrotnie, emocje są przekaźnikami fizycznych potrzeb.

Zgodnie z teorią poliwagalną, łącznikiem między tymi dwoma, pozornie rozdzielnymi, światami, jest nerw błędny. Pod jego kontrolą znajduje się bardzo ważny element naszego dobrego samopoczucia: układ przywspółczulny. Nerw błędny stanowi jego neurobiologiczne podłoże (Porges, 2011).

Układ ten działa przeciwstawnie do współczulnego i razem stanowią autonomiczny układ nerwowy. Sterują większością procesów życiowych oraz naszymi reakcjami. Głównym zadaniem układu przywspółczulnego jest odpoczynek organizmu po stresie lub wysiłku. W przeciwieństwie do układu współczulnego, przywspółczulny nie reaguje jako całość, tylko uruchamia potrzebne w danym momencie funkcje. Dla organizmu najkorzystniej jest, aby znajdował się jak najwięcej w stanie równowagi. W 1921 roku niemiecki fizjolog Otto Löwi, laureat nagrody Nobla, odkrył, że stymulacja nerwu błędnego sprawia, iż w organizmie pojawia się substancja, która redukuje częstość akcji serca. Nazwał ją Vagusstoff (niem. substancja błędna).

Dziś wiemy, że owa substancja jest neuroprzekaźnikiem. Nazywamy ją acetylocholiną. Acetylocholina wyhamowuje reakcję na stres i pomaga nam utrzymać równowagę zarówno fizyczną jak i psychiczną. W ten sposób stanowi hormonalną podstawę układu przywspółczulnego.

Acetylocholina:

  • zmniejsza ciśnienie krwi
  • zmniejsza częstość akcji serca
  • umożliwia trawienie
  • zapewnia nam odpoczynek

SEROTONINA

Drugim neuroprzekaźnikiem, uwalnianym w układzie przywspółczulnym przy udziale nerwu błędnego, jest serotonina.

Stymulacja nerwu błędnego sprawia, że poprawia się samopoczucie i czujemy się odprężeni (jak po dobrym posiłku). Stan ten zawdzięczamy wydzielaniu się serotoniny (Saldmann, 2017).

Serotonina:

  • kontroluje apetyt
  • umożliwia zasypianie
  • zapewnia dobre samopoczucie
  • dba o libido

Nerw błędny odpowiada za zaangażowanie społeczne. Uśmiech, nawet wymuszony, aktywuje układ przywspółczulny. W kontekście społecznym wystarczy, by inna osoba uśmiechała się do nas. Nerw błędny jest na to wyczulony i reaguje natychmiast.

Neurochemicznym podłożem tych procesów jest kolejny hormon, oksytocyna, której receptory znajdują się na nerwie błędnym. Wykorzystujemy oksytocynę, aby zwiększyć swój komfort i wzmocnić więź poprzez aktywację układu przywspółczulnego.

Oksytocyna:

  • pozwala nawiązać i utrzymać relacje
  • pomaga wytwarzać więź międzyludzką
  • nasila poczucie zaufania
  • zmniejsza lęk i stres społeczny
  • odpowiada za przynależność do grupy
  • umożliwia poczęcie, prawidłowy przebieg ciąży i poród

Ważna informacja jest taka, że – choć nie unikniemy stresu w życiu codziennym, z pomocą nerwu błędnego jesteśmy w stanie niwelować jego skutki. Możemy pomóc naszemu ciału regulować wytwarzanie neuroprzekaźników takich jak acetylocholina. Nawet dorośli ze słabym sygnałem nerwu błędnego mogą go w łatwy sposób stymulować. Istnieją liczne ćwiczenia i metody pracy z nerwem błędnym, które poprawią nasz dobrostan.

Jedną z tych metod jest terapia czaszkowo-krzyżowa. Terapeuta poprzez dotyk „uruchamia” i aktywuje pracę nerwu błędnego. Często podczas sesji pierwsza oznaką pobudzenia nerwu błędnego są odgłosy z jamy brzusznej: jelita zaczynają bulgotać, słychać i czuć jak jelita się odwijają, odklejają i prostują. 

Drugim bardzo ważnym układem nie tylko w terapii czaszkowo-krzyżowej jest układ limbiczny. Jest pojęciem fizjologicznym, nie anatomicznym. Dotyczy procesów przebiegających w różnych strukturach mózgu, niekonkretnej części czy konkretnego rejonu mózgu. Do struktur zaliczanych do układu limbicznego należą: węchomózgowie, płat limbiczny, zakręt obręczy, zakręt hipokampa, pole podspoidłowe, hipokamp, nawleczka szara, zakręt tasiemeczkowy, zakręt zębaty, ciało migdałowate, prążek krańcowy, przegroda przezroczysta, zakręt przykrańcowy, jądro półleżące, sklepienie, wzgórze, jądra przednie wzgórza, jądro przyśrodkowe wzgórza, podwzgórze, ciało suteczkowate, śródmózgowie oraz jądro międzykonarowe. Niektórzy naukowcy zaliczają do układu limbicznego także zakręty oczodołowe, brzuszną część prążkowia i gałki bladej, pole brzuszne nakrywki oraz istotę szarą. Najwcześniej rozpoznaną funkcją układu limbicznego jest jego odpowiedzialność za doznania węchowe. Inną istotną funkcją pełnioną przez ten układ jest wyzwalanie niektórych emocji oraz zachowań popędowych – na przykład strachu i agresji. Układ limbiczny odpowiedzialny jest także za uczucie głodu, pragnienia oraz za popęd seksualny.

Hipokamp (a właściwie: hipokampy, mamy ich bowiem dwa – po jednym w każdej półkuli mózgowej) zaliczany do struktur układu limbicznego odpowiedzialny jest natomiast za przetwarzanie informacji, które docierają do nas na bieżąco w danej chwili (pamięć krótkotrwała), a także za procesy pamięciowe i emocje. To w tej strukturze układu limbicznego dochodzi do konsolidacji pamięci i bieżących informacji.

Ciało migdałowate należące do układu limbicznego pełni zaś funkcję wyzwalania emocji takich jak radość, zadowolenie i euforia, ale także lęk. Jest ono także odpowiedzialne za tak zwana pamięć emocjonalną. Układ limbiczny steruje także gospodarką hormonalną.

Jak już wspomniałam wyżej terapeuta czaszkowo-krzyżowy poprzez dotyk stymuluje pracę nerwu błędnego. Podczas sesji zostaje aktywowany również układ limbiczny co może powodować uwalnianie trudnych emocji zapisanych w ciele. To tak jakby po ciele zaczęła przepływać fala, która zabiera wszystko, co spotka na swojej drodze, co już nie służy. W jaki sposób widać to w ciele klienta i w jaki sposób się objawia wreszcie w jaki sposób miałam okazję odczuwać podczas sesji, że ciało klienta osiąga spokój spróbuję przedstawić w ostatnim rozdziale badawczym.

III MOJE DOŚWIADCZANIE I OBSERWACJA, czyli student w akcji.

To ważne dla mnie, żeby znać historię terapii czaszkowo-krzyżowej, niewątpliwie wzbudza zaciekawienie. Ważne, żeby znać anatomię, wzbudza fascynację. Ważne, żeby usiąść do sesji i dotknąć człowieka, to porusza do głębi. Kiedy zaczęłam zgłębiać to, co robię. Po prostu zastanawiać się co to jest. Co to jest terapia czaszkowo-krzyżowa, ale poza jej historią i anatomią choć niewątpliwie jest to jedna całość. Zaczęłam próbować poczuć czym jest dla mnie sesja terapii czaszkowo-krzyżowej. Sposobem zarabiania pieniędzy? Tak! Sposobem na pracę? Tak! Zgadza się, ale czym to jest? No czym? Nie dawało mi spokoju. Kiedy tak dotykałam na sesjach kolejnych klientów zaczęły przychodzić odpowiedzi. Poczułam całą sobą, że to wymiana, służba, obejmowanie klienta całą swoją uwagą i przyjmowanie go z całą jego historią w pokorze. Wtedy poczułam, że mogę. Dotykając z miłością poczułam, że dotyk jest kojący a ciało reaguje na niego niemalże natychmiast. Można to zaobserwować, kiedy klient w trakcie pierwszych minut sesji bierze głęboki oddech. Często jest to okraszone dźwiękiem wydawanym na znak, że ciało zaczyna spowalniać.

Podczas praktyki zaczęłam zastanawiać się na ile osiąganie spokoju w ciele podczas sesji cranio jest zależne od pacjenta a na ile zależy od samej metody. Byłam ciekawa czy pacjent, który jest mocno zestresowany podda się działaniu sesji, a jeśli tak to na ile jego ciało się wyciszy. A jeśli się wyciszy to na którym etapie sesji. Zaczęłam to wnikliwie obserwować na moich sesjach.

Ludzie trafiają do gabinetu w różnym stanie. Jedni tryskają energią czują zadowolenie, że przyszli, traktują sesję jak wyjście do spa. Są też tacy, którzy przyszli, bo odczuwają przeróżne dolegliwości jak zmęczenie, bezsenność, bóle. Bywają też chorzy ludzie, dla których terapia czaszkowo-krzyżowa jest dla nich nadzieja na wyleczenie. Jedni docierają do mnie robiąc sobie przyjemny spacer, inni jadą od razu po pracy i czuć, że są jeszcze w wirze dnia. Jedni są wyciszenie, drudzy pełni emocji. Bywają cisi albo chaotyczni i głośni.  Bez względu na to z jaka energią wchodzą do mnie patrzę z empatią i akceptacją i proszę, żeby położyli się wygodnie. Przykrywam ich kocem, siadam w milczeniu obok i zaczynam z każdym wdechem i wydechem osadzać się a poprzez to klienci zaczynają pomału rezonować z moim spokojem, ugruntowaniem. Czasem to zajmuje dłużej a czasem krócej. Wtedy jest czas na pierwszy dotyk i oczekiwanie na holistyczna zmianę.

To dość zabawne, ale przed tym jak usiadłam do pisania tej strony miałam sesję z klientką, nazwę ją Joanna.  Joanna cierpi na stwardnienie rozsiane, przeszła też dotkliwą dla niej traumę w związku z czym jest pod kontrolą również psychologa. Przyszła dzisiaj bardzo rozedrgana, roztrzęsiona, a kiedy zapytałam, jak się miewa zaczęła płakać. Położyła się na łóżku. Zaczęłam od stóp, mówiłam do niej spokojnym, cichym tonem. Ocierała chaotycznie łzy a po chwili jej oddech zaczął się uspokajać. Czekałam 15 minut na holistyczną zmianę. Jej ciało spowolniło, osiadło. Czułam pod dłońmi jak coś odpuszcza a chaotyczne ruchy wyciszają się, wycofują. Joanna przestała płakać, zrobiła się spokojna. Kiedy przeszłam do chwytu za jej ramiona zaczęła odpływać. Przy ostatnim chwycie czaszkowo-krzyżowym usnęła. Jej ciało tak mocno spięło się podczas emocjonalnego rozchwiania Joanny, że na sesji zareagowało odcięciem. Klientka wstała z łóżka niezwykle spokojna, wyciszona, nie potrzebowała nic mówić. Uścisnęła tylko moją dłoń w podziękowaniu.

Holistyczna zmiana jak dla mnie to taki moment, w którym ciało poddaje się kojącemu dotykowi uruchamiając system nerwowy, który zaczyna się regulować. Ciało się zatrzymuje po to by za chwilę ruszyć z nową siłą. Pod dłońmi czuć to jak zatrzymanie czy spowolnienie pewnego chaosu, który można wyczuć na początku każdej sesji. Kiedy ten chaos ruchów płynów i tkanek zatrzyma się, można zacząć słuchać prawdziwej opowieści ciała. Zaczyna się ujawniać prawdziwa potrzeba. Często ujawnia się punkt inercyjny potrzebujący rozwiązania.

Jak pisze Michael Kern w swojej książce Mądrość ciała : „Kiedy ciągłość obejmująca umysł-emocje-ciało dostroi się do wrodzonego porządku życia, pojawia się sposób na uwolnienie bezmiaru mocy”.

Faktycznie to poczułam u Joanny. Mimo jej rozedrgania, traumy uwięzionej w ciele, choroby poczułam pod dłońmi nie tylko równowagę w miarę trwania sesji, ale również bardzo silną potencję życiową.

Elwira była u mnie na jednej sesji jak dotąd. Przyszła z bólem w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Nieszczególnie była zainteresowana samą metodą. Położyła się na łóżku, a kiedy dotknęłam jej ciała i poprosiłam o znalezienie jej zasobu w ciele była dosyć zdziwiona moją prośbą. Nie bardzo widziała sens mojego pytania. Miała trudność z poczuciem w ciele swojego potencjału, bardziej oczekiwała, że wszystko to zrobię za nią. Trzymając ją w chwycie pod kością ogonową wyczuwałam ogromny chaos. Każdy ruch płynów i tkanek odbywał się w innym kierunku wokół punktu inercji, który wyczułam w tej okolicy.  Podczas sesji miałam bardzo dziwne odczucie pod dłońmi. Jakby jej potencja chciała przedrzeć się przez jej mięśnie i powieź w górę, na powierzchnię gdzieś poza ciało. Przedrzeć i rozprzestrzenić jakby chciała wypełnić całą przestrzeń jej ciała i wyjść poza nią. Miałam takie odczucie, że Elwira nie chce do tego dopuścić. Czułam w jej ciele specyficzne napięcie, które stało się twardą ścianą dla potencji. Czułam siłę tej potencji, ale coś ją blokowało. Zaprosiłam wtedy ciszę. Trzymając kość ogonową pod prawą dłonią na wdechu wysłałam intencję ciszy. Wyczułam punkt zaciszenia a ciało Elwiry jakby poddało się i osiadło na łóżku jeszcze bardziej. Klientka wstała z łóżka ku jej zdziwieniu bardzo rozluźniona. Miałam poczucie jakby siła życiowa zwyciężyła postawiony przez klientkę mur.

Jak pisze Rollin Becker: „ Zdrowie wiąże się z powrotem do wolności wymiany między fizjologią ciała a bezruchem w dynamicznej ciszy”.

Dosyć często zdarzają mi się klienci, którzy już na początku sesji zasypiają, śpią wtedy bardzo głęboko. Jest to inny rodzaj snu niż ten, który często występuje pod koniec sesji w wyniku bardzo głębokiej relaksacji jak u Joanny na sesji, którą opisałam wyżej. Na początku mojej przygody robiłam cranio Przemkowi. Za każdym razem, kiedy kładł się na łóżku niemalże od razu zasypiał. Często przy tym chrapał, budził się na koniec sesji i wychodził. Nie potrafił opisać, czy czuł coś w ciele. Ja pod dłońmi odczuwałam na tych sesjach bardzo mało ruchu. Siła życiowa przejawiała się bardzo słabym pływem a jego ciało było jakby zbite w jedną całość. Klatka piersiowa była jak kamień: twarda i w bezruchu, mimo że oddech płucny oczywiście zadziewał się. Te sesje były dla mnie wyzwaniem, ponieważ był to początek moich ćwiczeń, więc usilnie chciałam poczuć cokolwiek. Za każdym razem, kiedy dotykałam klienta mogłam poczuć nagłe zatrzymanie się rytmicznego impulsu czaszkowego. Czułam to nie tylko pod dłońmi, że ruch w systemie klienta zatrzymał się, ale czułam to jeszcze inną częścią siebie i nie były to ani uszy, ani oczy. Raczej jakby moja energia poczuła, że w tym zatrzymaniu nadal jest życie.

 „Kiedy zdarzają się stany przytłoczenia i zamrożenia, zawsze następuje nagłe zatrzymanie się rytmicznego impulsu czaszkowego a czasem średniego pływu. Nazywa się to odcięciem…Odcięcie to reakcja obronna, pociąga za sobą instynktowne odsunięcie się od życia. Trwa zwykle od kilku sekund do kilku minut…można na to spojrzeć jak na fizjologiczny znak stop, który należy uszanować…”                                                                                    

 Doskonale pamiętam sesję przełomową, na której mój klient tym razem nie usnął. Kiedy dotykałam jego ramion na początku sesji zaczął bardzo głęboko oddychać. Właściwie wziął około 3 takich bardzo głębokich oddechów. Zauważyłam na jego twarzy łzy, odwołałam go do zasobów. Przez resztę sesji klient był bardzo zrelaksowany, ale nie spał. To było niesamowite, ponieważ jego klatka piersiowa zrobiła się w moim odczuciu miękka i jakby plastyczna, podążała lekko za oddechem płucnym. Po raz pierwszy poczułam tak mocną siłę życiową u niego. Na koniec sesji Przemek powiedział mi, że w jego życiu nastąpił przełom i że ma ogromną chęć do działania. Myślę, że miałam dość nieświadomie wtedy przyjrzeń się teorii poliwagalnej Stephena W. Porgesa i zaobserwować ja w ciele. Mój klient przychodząc do mnie przez kilka pierwszych sesji zapewne znajdował się w układzie przywspółczulnym. Objawiało się to odcięciem, pewnym rodzajem dysocjacji po to by za chwilę wrócić do układu współczulnego, wziąć głęboki oddech, puścić emocje poprzez łzy i przejść do układu społecznego po to by działać. Oczywiście ten proces nie zadział się na jednej sesji. Mam na myśli raczej, że mogłam obserwować różnice w ciele klienta, kiedy znajdował się w trzech układach opisywanych przez doktora Porgesa. Chcę też dodać, że to, co czułam w ciele Przemka na pierwszych sesjach pomiędzy tym, co się z nim działo, czyli momentalne, twarde zasypianie nie ma raczej związku z głębokim odpoczynkiem. Potencja była słaba a ciało jakby zbite bez elastyczności i lekkości więc jak dla mnie to było zamrożenie, odcięcie. Natomiast ciało było tak zmęczone przebywaniem w układzie przywspółczulnym, że odcinało się przy każdej okazji, żeby odpocząć, mówiąc ściślej przetrwać stres i napięcia, które przeżywał klient.  

Jest wyraźna różnica pomiędzy osiągnięciem spokoju w ciele w miarę upływu sesji a snem, który „dopada” człowieka wszędzie, gdzie tylko można, żeby zresetować ciało.  Zjawisko odcięcia jak wspomniałam w opisywanej przeze mnie sesji to reakcja obronna. Natomiast wyciszenie podczas sesji ciała to następstwo wyregulowanego systemu nerwowego, które niewątpliwie służy każdemu człowiekowi i jest potrzebne, żeby ciało mogło uruchomić wrodzony plan leczenia.

W swoich badaniach sprawdzałam między innymi,  jaki procent pytanych klientów osiąga wyciszenie w ciele na sesjach i jak długo ten stan po sesji się utrzymuje. Zapraszam do analizy, którą zamieszczam w następnym rozdziale.                                                                                  

IV PRZESTRZEŃ BADAWCZA, czyli co na to pacjent.

Swoje badania przeprowadziłam na podstawie rozesłanych ankiet. Odpowiedziało na nie 50 osób w 90% kobiety w wieku od 31 do 50 lat. Zajmują one różne stanowiska pracy, gdzie żadna z pozycji zawodowej nie dominowała, natomiast połowa z ankietowanych ma stresującą oraz bardzo stresującą pracę.

30% podaje, że na sesję przyszło w stanie dużego napięcia a 25% w stanie napięcia. Sprawdziłam jak to napięcie ulegało zmianie w trakcie oraz pod koniec sesji.

30% ankietowanych w trakcie sesji czuło się zrelaksowanych a aż połowa bardzo zrelaksowanych, natomiast w czasie końcowym aż 60% całkowicie się odprężyło a tylko 1% nadal odczuwał lekkie napięcie.

Myśli uspokoiły się u ponad połowy a całkowicie uspokoiły się u 25% ankietowanych. Oddech uspokoił się u 60% badanych a całkowicie uspokoił się u 25%.

Godzinę po terapii stan relaksu utrzymywał się u wszystkich. Sen miało głębszy i lepszy 30% zapytanych a u 60% minęły bóle w ciele. Połowie poprawił się nastrój a u prawie połowy minęło odczucie lęku.

Jak dla mnie te badania ewidentnie pokazują skuteczność terapii czaszkowo-krzyżowej w osiąganiu spokoju w ciele. Można bez wahania powiedzieć, że terapia czaszkowo-krzyżowa jest to metoda do osiągania odprężenia, wyciszenia i spokoju. Ta na pozór w nic nie ingerująca metoda powoduje regulację układu nerwowego i poprawę jakości życia u osób, które mają stresujący tryb życia. Również u osób, które nie stresują się zbyt wiele na co dzień może być metodą na wyciszenie. Osoby, które medytują na co dzień mogą potraktować cranio jako metodę do medytacji ze względu na wyciszenie ciała, myśli, emocji.

Myślę, że samo pisanie o tej metodzie może powodować zrozumienie i odczucie mechanizmu procesu podróżowania z układu współczulnego do przywspółczulnego i w końcu do społecznego, o czym miałam okazję się przekonać w swojej podróży 😉

Moje badania i przemyślenia pozwoliły mi zrozumieć co dzieje się z moim ciałem, kiedy korzystam z terapii cranio sakralnej. Kiedy zaczynałam pisanie pracy byłam w dość trudnym procesie o czym wspomniałam na początku. Moje ciało zaczęło sygnalizować, że potrzebuje uwolnić napięcia. Do odczuć, które opisałam na wstępie, kiedy zaczęłam odczuwać stres doszły bóle głowy, których nie miewałam już od kilku lat, bóle w uszach, napięcie w odcinku lędźwiowym i bóle w nodze. Umówiłam się na sesję z zaprzyjaźnionym terapeutą dokładnie wtedy, kiedy skończyłam opisywać badania w swojej pracy. To było bardzo ciekawe doświadczenie i pewnie nie bez powodu zadziało się na koniec. Jakbym potrzebowała coś domknąć. Podczas tej sesji doznałam uwolnienia traumy z ciała i chociaż sama sesja była dosyć trudna dla mnie, ponieważ polegała na uwalnianiu nieprzyjemnych emocji to po tym poczułam wielką ulgę. Osiągnęłam totalny spokój i uwolnienie. Moje ciało wraca do normy. Coś się dopełniło. Odczuwam wdzięczność i muszę przyznać, że dobrze się bawiłam.

Małgorzata Kubicka