Patrycja Marta Kamińska

Niniejsza praca ma na celu przybliżenie istoty terapii czaszkowo-krzyżowej w ujęciu biodynamicznym poprzez porównanie jej do tanga argentyńskiego – zjawiska, które choć nadal nie wszechobecne, wydaje się być bardziej znajome szerokiej publiczności. Słowo „tango”, choć przez wiele osób wiązane z programem „Taniec z gwiazdami” lub wypaczonym obrazem mężczyzny z różą w zębach na scenie czy w filmach, wywołuje konkretne skojarzenia. Natomiast hasło „terapia czaszkowo-krzyżowa”[i] u wielu ludzi powoduje konsternację i zakłopotanie faktem, że nigdy o niej nie słyszeli. Jeśli zaś spotkali się z samym terminem TCK, to w przeważającej większości mają o niej bardzo mgliste pojęcie, klasyfikując ją w jednej grupie z terapią manualną, osteopatią czy nawet masażem. Dlatego za istotne uznałam próbę zdefiniowania TCK w ujęciu biodynamicznym w porównaniu do szerzej znanej aktywności, jaką jest tango. W pracy posługiwać się będę przede wszystkich swoim własnym doświadczeniem jako tancerki i nauczycielki tanga argentyńskiego oraz studentki Europejskiego Centrum Terapii, ale także wiedzą i postrzeganiem obu aktywności dwóch innych terapeutek czaszkowo-krzyżowych, mających wieloletnie doświadczenie w tańczeniu tanga.

  1. Taniec

Nikogo nie trzeba przekonywać, że tango jest tańcem. Taniec możemy zdefiniować jako poruszanie się solo, w parze lub w większym gronie, najczęściej do muzyki, ale czasami do samego rytmu, na przykład bębnów. Mało tego, pewne rodzaje tańca, jak na przykład improwizację kontaktową tańczy się czasami w absolutnej ciszy. Tango jest tańcem chodzonym: Sedό i Engel (2015) definiują je jako chodzenie w objęciu.[ii] Nie można zatem powiedzieć, że taniec zawsze odbywa się do muzyki, ani że musi być jakąś szczególną formą ruchu odmienną od codziennego poruszania się, czyli chodzenia. Jest jednak zdecydowanie czynnością aktywną, osoba tańcząca porusza się.

W czasie sesji terapeutycznej TCK żadna z zaangażowanych osób nie przemieszcza się: pacjent najczęściej leży na plecach lub na boku, czasami na brzuchu, w szczególnych przypadkach może siedzieć, a terapeuta siedzi lub stoi. Niektórzy terapeuci posługują się tłem dźwiękowym przy swojej pracy, jest to jednak bardziej wyjątek niż reguła, a i wtedy najczęściej są to odgłosy natury lub bardzo delikatne dźwięki wydawane przez subtelnie brzmiące instrumenty. Dlaczego zatem TCK często przedstawiana jest metaforycznie jako taniec pacjenta i terapeuty?

Kern (2008: 130) podkreśla jakość obecności terapeuty jako niezbędny element diagnozy i terapii. Jego zdaniem, terapeuta CK ma za zadanie zaangażować się w relację z pacjentem w sposób na tyle głęboki, aby być wystarczająco wyczulonym na zmiany w jego ciele, a jednocześnie na tyle neutralny, aby relacja była „czysta i prosta” oraz umożliwiająca odpowiadanie na zaobserwowane zmiany „płynnie i z łatwością. Jest to ‘taniec’ pomiędzy terapeutą a pacjentem, w którego ciele Oddech Życia rozbrzmiewa jak melodia”.[iii] Na stronie 181 tej samej książki (Kern 2008) zobaczyć możemy graficzne przedstawienie „zakochanego terapeuty CK”, który w czasie wizyty w kafejce mówi do swojej towarzyszki: „Chcę tańczyć z wzbierającym Oddechem Życia, rozważając wrodzoną moc w twoich kształtach, […] pozwalając Dynamicznej Ciszy wymieniać się między nami, dzieląc z tobą powrót do przejawów naszej pierwotnej matrycy!”[iv]

Elementem, który wydaje się wspólny dla TCK i tanga argentyńskiego, jest zatem nie muzyka i nie rodzaj ruchu, ale relacja między tańczącymi lub między pacjentem i terapeutą. W tangu jest to niemal mityczne connection, czyli połączenie między partnerami, pozwalające na harmonijne poruszanie się po parkiecie, czasami doznając transu. W TCK jest to relacja terapeutyczna, która może być zbudowana jednorazowo na potrzeby sesji, a także być długofalowa, powodująca, że dany pacjent wielokrotnie wraca do tego samego terapeuty i nie wyobraża sobie sesji u kogoś innego, lub przeciwnie, ma poczucie niedopasowania się z terapeutą i niechętnie myśli o ponownym spotkaniu.

Aby sesja TCK stała się sukcesem, pierwszym i niezbędnym warunkiem jest ustalenie pola relacyjnego. Pole to, po jego osadzeniu się, staje się bezpiecznym środowiskiem dla pacjenta. To z niego płynie informacja o wrodzonym planie leczenia i dzięki niemu sesja jest skoncentrowana na pacjencie, a nie na terapeucie (Sills 2016: 78). Ustalenie pola relacyjnego ma cechy rytuału, dlatego procedura jego ustanawiania nazywana jest rytuałem kontaktu. Sills (2016: 79) opisuje jego sześć kroków. Po pierwsze, terapeuta powinien się „zameldować” (ang. check in) na miejscu sesji, sprawdzając, czy jest coś w nim samym, co stoi na drodze do połączenia z klientem. Pomocne przy tym etapie jest zwrócenie uwagi na swój własny oddech oraz przejawy pierwotnego oddychania w swoim własnym (terapeuty) ciele. Drugim krokiem jest ustanowienie punktów podporu terapeuty, które działają jak kotwice, pozwalając osiągnąć, a w trakcie sesji utrzymać lub przywrócić poczucie własnej linii środka i wewnętrznej neutralności. Kolejnym krokiem jest ustanowienie szerokiego pola percepcji z centrum w sercu. Terapeuta trzyma w tym polu wszystkie trzy ciała pacjenta (fizyczne, płynne i pływowe) jak i scalającą wszystko razem Dynamiczną Ciszę. Krok czwarty to zbliżenie się do stołu terapeutycznego, ponowne osadzenie się w punktach podporu terapeuty, orientacja na szerokie pole percepcji z uwagą na linii środkowej pacjenta oraz inicjacja kontaktu fizycznego. W kroku piątym terapeuta i pacjent negocjują kontakt ze sobą, zarówno werbalnie, jak i podprogowo prosząc, na przykład, o słabszy lub silniejszy dotyk, albo o przesunięcie dłoni w inne miejsce, bądź ułożenie ich w inny sposób. Ostatni, szósty krok, to negocjacja odległości uwagi. Terapeuta respektuje granice pacjenta oraz jego potrzebę intymności, dzięki czemu nie dokonuje inwazji na system pacjenta w trakcie obserwacji i terapii. Zbytnie zainteresowanie terapeuty może zaburzać ruch tkanek i płynów, powodując, że terapeuta będzie obserwować wzorce spowodowane swoją nadmierną uwagą, a nie faktyczną ruchliwością w organizmie klienta (Sills 2016: 87).

Według Maury Sills, komunikacja w polu relacyjnym jest dwukierunkowa. Zarówno pacjent, jak i terapeuta mogą doświadczać wizji, myśli i odczuć, które niosą informację o procesie leczenia oraz relacji terapeutycznej. Dobrze osadzone pole relacyjne pozwala na rezonans między terapeutą a pacjentem. Nie znaczy to jednak, że obie osoby stapiają się ze sobą. Pozostają one w odrębnych odczuciach bytu, jednocześnie dopuszczając możliwość bezpośredniego poznania się nawzajem. Dzięki wzajemności w polu relacyjnym możliwe jest działanie na poziomie głębszym niż tylko obserwacja. Pole relacyjne umożliwia odczucie pełniejszej całości, nierozdzielenia, pośród których pojawia się możliwość porozumienia i uruchomienia procesów leczniczych, które wykraczają poza ludzkie poznanie umysłem (Sills 2016: 92). Pole relacyjne ma zatem cechy magicznej, bo niewidzialnej więzi łączącej terapeutę i pacjenta, pozwalającej jednocześnie na wzajemne poznanie się, jak i na utrzymanie odpowiednich na dany moment granic.

  1. Komfort

Połączenie między terapeutą a pacjentem w czasie sesji miewa wymiar bardziej przyziemny, fizyczny. Przykładowo, ułożenie rąk do chwytu może okazać się trudne z powodu zbyt nisko lub zbyt wysoko ustawionego stołu do terapii, niewygodnego stołka, braku miejsca na swobodne ułożenie nóg pod stołem, i szeregu innych niedogodności. Terapeucie z mniejszym doświadczeniem może zdarzyć się, że rozpozna te uciążliwości dopiero po kilku lub kilkunastu minutach utrzymywania chwytu, gdy zdrętwieją mu palce u rąk lub poczuje skurcz w nodze naciskającej na krawędź twardego siedziska. Ponieważ doświadczyłam tego wielokrotnie, uświadomiłam sobie jak bardzo istotne jest, aby w miarę szybko zauważyć taki rodzaj dyskomfortu i zmodyfikować swoją pozycję, gdyż odczuwana w ciele niewygoda ma bezpośrednie przełożenie na problemy w percepcji systemu klienta. Terapeuta skupia się bowiem na własnym ciele i fizycznych dolegliwościach zamiast orientować się na pierwotne oddychanie swojego pacjenta w pełnej neutralności i spokoju. Decyzja, żeby oderwać ręce od pacjenta i zmienić chwyt nie zawsze jest jednak prosta – może okazać się, że czujemy już gotowość do reorganizacji w tkankach, albo udało nam się zaobserwować wcześniej nieuchwytny pływ. Przed zmianą pozycji może nas zatem powstrzymywać obawa przed utraceniem połączenia z pacjentem i zjawiskiem, które właśnie się nam pokazało.

Zdarzyło mi się też rezygnować z pewnych chwytów, które były nauczane w czasie szkolenia, ponieważ nie mogłam ustawić właściwie rąk. Mając stosunkowo małe dłonie i krótkie ramiona nie zawsze było dla mnie możliwe dokładnie powtórzyć ich ułożenie w sposób demonstrowany przez nauczycieli. Na przykład chwyt krzyżowo-potyliczny u pacjenta leżącego na boku jest dla mnie trudny do wykonania siedząc na stołku. Jeśli uda mi się podeprzeć jeden łokieć na stole, najczęściej nie udaje się podeprzeć drugiego, ewentualnie muszę w tym celu podkładać sobie poduszkę (która jak na złość nigdy nie jest pod ręką, gdy jest potrzebna, a nawet jeśli akurat uda się ją podłożyć, to się wyślizguje). Uzmysłowiłam sobie, że do tego chwytu najwygodniej jest mi po prostu stanąć z tyłu pacjenta w lekkim rozkroku i opuścić ramiona szeroko rozpostarte, kontaktując się jedną dłonią z potylicą a drugą z kością krzyżową. Dobrym pomysłem jest też oprzeć część swojego ciężaru (uda, miednicę) o stół, co daje lepsze ugruntowanie i stabilność pozycji. O dziwo, nawet w przypadku wysokich osób, moje ramiona są w stanie dosięgnąć do obu krańców kręgosłupa.

Wygoda, zarówno terapeuty, jak i pacjenta w czasie terapii CK ma fundamentalne znaczenie i jest warunkiem sine qua non. Pacjent, któremu niewygodnie jest np. leżeć na plecach, nie będzie w stanie się zrelaksować i skupić na procesie we własnym ciele. Zdarzyło mi się pracować z pacjentem, który cierpiąc na przepuklinę rozworu przełykowego nie akceptował pozycji leżącej na plecach, ani tym bardziej na brzuchu. Położenie się w takiej pozycji powodowało u niego zaostrzenie dolegliwości – kaszlał, odchrząkiwał, doznawał tików ciągnących się od narządów brzucha do kości skroniowej, a wszystko było bardzo bolesne. Praca z przeponą oddechową nie wydawała mi się też możliwa w ułożeniu na boku (była to jedyna pozycja, którą przyjmował do spania). Eksperymentowaliśmy zatem z usadzeniem na krześle, abym mogła objąć go dłońmi od strony brzusznej i grzbietowej. Najbardziej korzystne okazało się usadzenie pacjenta okrakiem, przodem do oparcia, z poduszką na jego szczycie do podparcia ramion i położenia na nich głowy. Okazało się później, że pacjent ma w domu specjalne krzesło do masażu (por. Załącznik 1), które przynosił na kolejne sesje, i które było jeszcze bardziej wygodne niż siedzenie okrakiem na krześle. W czasie kolejnych sesji udawało nam się osiągnąć rozluźnienie, złagodzenie tików, a nawet rozpuszczenie pewnych traum, ponieważ pacjent powiedział, że doznał pewnej jasności i zrozumienia sytuacji jeszcze z dzieciństwa (nie chciał opowiadać o szczegółach, wspomniał tylko, że ma to związek z ustalaniem granic).

Inny pacjent przychodził do mnie na sesje treningowe około 10 razy i tylko za pierwszym razem położył się na plecach. Przy drugiej wizycie ośmielił się powiedzieć, że nie było mu wygodnie w pozycji na plecach, ponieważ dokucza mu ból w lędźwiach, i zapytał, czy moglibyśmy spróbować ułożyć go inaczej. Oczywiście spełniłam jego prośbę, proponując mu ułożenie na brzuchu. Pacjent, mimo że był w tej pozycji dosyć długo (sesje trwały 40-50 minut) i miał ograniczone możliwości werbalnej interakcji ze mną z powodu twarzy umieszczonej w otworze stołu terapeutycznego, bardzo się relaksował i za każdym razem mówił, że wychodzi uspokojony. Ponieważ spotykaliśmy się późnym wieczorem, mówił, że jest gotowy na położenie się i zaśnięcie, i faktycznie po naszych spotkaniach zawsze dobrze spał.

W tangu argentyńskim wygoda ma co najmniej dwa aspekty. Pierwszym z nich jest odczucie komfortu we własnym ciele. Powodów, które mogą powodować jego brak, jest wiele. Można je wyliczać, zaczynając od artefaktów, czyli niewygodnych butów do tańca (szczególnie nowo zakupione, nie ułożone jeszcze do stopy mogą powodować ucisk i obtarcia), za ciepłych lub zbyt odsłaniających ubrań, powodujących dyskomfort termiczny, po uniemożliwiające zrobienie swobodnego kroku wąskie sukienki i spódnice. Brak wygody może być również spowodowany bólem w ciele – częste są dolegliwości ze strony kręgosłupa, kolan, bioder. Wielokrotnie słyszałam od tancerzy, że przyszli na milongę[v], żeby potowarzyszyć swojej partnerce/swojemu partnerowi, ale dzisiaj nie tańczą za wiele, bo ich boli – i tu wstawić można dowolną część ciała. Czasami brak wygody jest spowodowany przez czynniki niezależne od tancerzy, takie jak klejąca się, tępa podłoga utrudniająca obroty, zbyt niska lub zbyt wysoka temperatura pomieszczenia, w której odbywa się milonga, czy niewystarczająca do swobodnego oddychania wentylacja.

Drugim aspektem jest wygoda w objęciu, czyli ustawienie swojego ciała w kontakcie z drugą osobą. Istnieje wiele szkół tanga i technik tańca, jedne uczą tańca w tzw. otwartym trzymaniu, gdzie partnerka kładzie lewą dłoń na biceps lub łopatkę partnera, ale nie dotyka go torsem, inne (większość) dążą do nauczania tańca w bliskim objęciu, gdzie tancerze stykają się całymi torsami, a często również głowami (prawymi bokami twarzy). Oba rodzaje objęcia mają swoje wady i zalety, ale też zagrożenia dla dobrostanu cielesnego, jeśli nie są przestrzegane pewne szczegóły techniczne. W otwartym trzymaniu partnerkom zdarza się „wieszać” na ramionach partnera, szukając balansu, co powoduje u partnerów odruch podtrzymywania partnerki i obciąża na dłuższą metę nie tylko ich ramiona, ale też kręgosłupy. Partnerzy z kolei, mając w tym objęciu więcej swobody, nierzadko wykorzystują swoje ramiona w celu prowadzenia partnerki, co powoduje, że czuje się ona popychana i ciągnięta, przeważnie w zbyt szybkim dla niej tempie. Bliskie trzymanie z kolei może powodować, że partnerka ułoży lewą rękę na barkach i szyi swojego lidera, a nie utrzymując ciężaru swojego ramienia o własnych siłach, obejmie go uściskiem porównywalnym do węża boa. Partnerzy nie dający z kolei wystarczającej uwagi technice tańca w bliskim objęciu, ściskają swoje partnerki zbyt mocno. W momencie, gdy prowadzą do ruchów wymagających dysocjacji między górą i dołem ciała, partnerki nie mają swobody ruchu i muszą kompensować ten brak wykrzywiając się i skręcając w nienaturalny, a nawet bolesny sposób. Prawa ręka partnera bywa też bardzo ciężka i będąc przyklejoną do pleców, obciąża kręgosłup partnerki, wyginając ją dodatkowo w łuk, Tymczasem prawidłowa pozycja (obojga partnerów) wymaga wyciągnięcia kręgosłupa do góry i przesunięcia (w pozycji wyprostowanej, bez uwydatniania lordozy) ciężaru ciała na przednią część stóp.

Wyżej wymienione niedogodności mają bezpośrednie przełożenie na przyjemność odczuwaną z tańca. Bardzo często utrudniają czerpanie radości z tańca, szczególnie, jeśli braki techniczne partnera bądź partnerki są dotkliwe z powodu swojej wagi (gra słów zamierzona) i choć mogą być stosunkowo mało odczuwalne w czasie jednej tandy[vi], to w przypadku całej serii takich konfliktowych pozycji mogą się dotkliwie przypomnieć jako kontuzja na drugi dzień. Zarówno mnie, jak i wielu innym tancerzom zdarzało się jednak doświadczyć sytuacji odwrotnych, czyli przetańczyć całą milongę, zapominając o bólu w plecach, kolanach czy głowie z którymi przyszliśmy na imprezę taneczną, i uświadamiając sobie to dopiero po jej zakończeniu. Szczególnie po maratonach czy festiwalach tangowych, trwających 3-4 dni, w ciągu których tańczy się kilka do kilkunastu godzin dziennie, radosne uniesienie utrzymywało się jeszcze dobrych kilka dni po powrocie do domu i codziennej pracy. Najprawdopodobniej spowodowane jest to tym, że w czasie tak bliskiego kontaktu wydzielane są dobroczynne hormony, takie jak endorfina i oksytocyna, które redukują odczuwanie bólu i pomagają nam osiągnąć euforię.

Wygoda we własnym ciele oraz wygoda w ułożeniu swojego ciała w stosunku do drugiej osoby są zatem kolejnym elementem upodabniającym TCK do tanga. Mają kluczowe znaczenie do przeprowadzenia z sukcesem sesji terapeutycznej, jak i dla zatańczenia z przyjemnością dla obojga partnerów. Niekomfortowa pozycja terapeuty, tak jak nieoptymalne ustawienie się partnerów w tangu, nie musi oznaczać całkowitego fiaska sesji lub tandy – terapeuta ma szansę zorientować się w sytuacji i ją zmodyfikować, a tancerze mogą nie doznać kontuzji po tańcu z osobą prezentującą techniczne braki w objęciu. O wiele łatwiej i bezpieczniej jest jednak mieć świadomość potencjalnych utrudnień i im zapobiegać poprzez samoobserwację i refleksję nad własnymi technikami (terapii i tańca).

  1. Role uczestników

Zarówno w tangu, jak i w TCK najbardziej powszechna jest relacja jeden na jeden. Pacjent przychodzi do terapeuty na sesję indywidualną o umówionym czasie, a terapeuta poświęca mu całą swoją uwagę przez (średnio) godzinę. Tancerze tanga również spotykają się jako para, i chociaż najczęściej tańczą na milondze wśród innych osób, przez około 12 minut skupiają się na sobie nawzajem. 12 minut jest średnim czasem trwania jednej tandy, po której schodzą z parkietu, aby odpocząć i/lub zaprosić do tańca kolejną osobę.

Zdefiniowanie ról w tangu jest tylko pozornie proste. Tradycyjnie jest tu lider (prowadzący, najczęściej mężczyzna), i podążająca (najczęściej kobieta). Pierwotnie jednak mężczyźni uczyli się tańczyć tango między sobą, potrafili więc zatańczyć w obu rolach. Podobnie w obecnych czasach, z rozwojem równouprawnienia oraz większą popularnością tańca wśród płci żeńskiej, coraz więcej kobiet uczy się prowadzenia, i występuje w obu rolach. Znam także kilka kobiet, które tańczą wyłącznie w rolach prowadzących, oraz mężczyzn, którzy z radością przyjmują propozycje bycia prowadzonymi, choćby przez niewielką część trwania tandy. Coraz bardziej powszechne staje się też używanie innej terminologii do określania ról, takich jak: proponujący/akceptująca, sugerujący/interpretująca itd. Na pewnym etapie zaawansowania, gdy oprócz mechaniki ruchu i techniki prowadzenia tancerze mają większe zrozumienie struktury muzyki tangowej i łączą się z muzyką na równi połączenia ze sobą nawzajem, kierunek przepływu informacji jest mniej zdefiniowany. Prowadzący może subtelnie dawać sygnały co do kierunku ruchu, a podążająca wypełniać otwartą przez niego przestrzeń swoją interpretacją muzyki, decydując się na przykład na wykonanie dłuższych lub krótszych kroków, obracając się bardziej lub mniej aktywnie, a także dodając od siebie tak zwane ozdobniki. Prowadzący nie jest już jedynym w pełni odpowiedzialnym za ruch pary liderem. W pewnym sensie oddaje część prowadzenia osobie podążającej, wsłuchując się w jej interpretację swoich sygnałów i podążając za ruchem, który stworzyła (Sedό i Engel 2015: 40).

W czasie sesji TCK nazwy ról są ściśle określone i niezmienne: jest pacjent, który przyszedł na sesję jako klient, oraz terapeuta, który wykonuje swoją pracę za wynagrodzeniem. Terapeuta jest przygotowany do wykonania swojej roli przez długoletnie i wymagające szkolenie. Pacjent z kolei może, ale nie musi zupełnie nic wiedzieć na temat procedury terapii. Z tego tytułu można by przypuszczać, że terapeuta występuje w roli „prowadzącego” sesję, jako osoba odpowiedzialna za jej przebieg i definiująca jej elementy, takie jak pozycja pacjenta czy stosowane chwyty. Jednak, mimo, że pacjent nie zostanie w czasie sesji nazwany terapeutą, ani terapeuta pacjentem, funkcje obu osób w terapii mogą zostać porównane do ról tancerzy tanga. Na początku sesji to terapeuta jest prowadzącym: przeprowadza wywiad, informuje o przebiegu sesji, instruuje pacjenta w jaki sposób ma się położyć na stole, opowiada, co będzie robić, pyta o zasoby, wsłuchuje się w priorytety leczenia i decyduje, jakie chwyty zastosuje. W pewnym momencie jednak to ciało pacjenta przejmuje prowadzenie procesu leczenia: ukazuje, co jest na dany moment priorytetem w uzdrawianiu, pokazuje terapeucie, gdzie jest jego zdrowie i potencja, a co wymaga uwagi. Dzięki obserwacji pierwotnego oddychania w szerokim polu percepcji, terapeuta jest w stanie zarówno zdiagnozować nierozwiązane inercje w systemie pacjenta, jak i zachęcić je do reorganizacji w kierunku naturalnego zdrowia. Od chwytu do chwytu, terapeuta jest prowadzony do miejsc w ciele, które wymagają wsparcia.

Może zdarzyć się, że reorganizacja tkanek i płynów w systemie pacjenta doprowadzi do jego aktywacji emocjonalnej, takiej jak atak paniki, wybuch płaczu, lub przeciwnie, znieruchomienia i zamarcia w poczuciu bezradności. Rolą terapeuty jest wtedy ponownie przejąć prowadzenie i wkroczyć ze swoimi umiejętnościami werbalnymi. Zapewnia on wtedy wsparcie emocjonalne poprzez nakierowanie pacjenta na „tu i teraz”, zapewnienie o tym, jak ważny proces następuje i jak bardzo może być uzdrawiający, zachętę do obserwacji własnych odczuć z ciała, a przede wszystkim przez orientację na zasoby. Pacjenta można wesprzeć również rzeczowym zaproponowaniem szklanki wody oraz chusteczek, a nawet zejścia na jakiś czas ze stołu, aby mógł „ochłonąć”.

Tak, jak na zaawansowanym etapie tańczenia tanga, tak w sesji TCK role obu osób zdają się przenikać swoimi funkcjami. Jak twierdzi Kern (2008:147), „terapia czaszkowo-krzyżowa jest zasadniczo słuchaniem i ułatwianiem ekspresji pierwotnego oddychania”. Tak, jak terapeuta palpacyjnie zadaje pytanie i nasłuchuje odpowiedzi, tak zaawansowany lider w tangu proponuje ruch i obserwuje odpowiedź partnerki, aby następnie za nią podążyć. Oboje słuchają się nawzajem oraz umożliwiają sobie wyrażenie siebie poprzez taniec. Terapeuta angażuje pacjenta w dialog, ale nigdy do niczego nie zmusza. Obserwuje, aby następnie dać propozycję modyfikacji np. poprzez bardziej symetryczną ruchliwość kości, rozłączanie między kręgami albo bardziej aktywny pęd płynu mózgowo-rdzeniowego w komorach mózgu. Zawsze jednak propozycja ta wynika z harmonijnego dialogu z systemem pacjenta i zadawaniem mu pytań o swoje priorytety.

W tangu partnerka, której nie odpowiada siłowe prowadzenie i ekstremalny brak współpracy w tworzeniu wspólnego sposobu wyrażania się, może się obrazić i zrobić afront swojemu prowadzącemu, porzucając go na parkiecie w trakcie tandy. W czasie sesji terapeutycznej system pacjenta przeciążony nadmierną intruzją może wejść w tak zwane zaciszenie (ang. shutdown). Inaczej mówiąc, jego rytmiczny impuls czaszkowy, a nawet średni pływ, może ulec gwałtownemu zatrzymaniu. Ten rodzaj zaciszenia jest fizjologiczną odpowiedzią organizmu na przerastające go problemy i może stanowić jego auto-ochronną reakcję przed zbyt inwazyjnym zainteresowaniem ze strony terapeuty (Kern 2008: 146-147). Należy je uszanować, mając świadomość, że powrót do swobodnie wyrażającego się Oddechu Życia i procesu zdrowienia jest możliwy tylko dzięki odbudowaniu zasobów lub nawiązaniu z nimi kontaktu (Kern 2008:246).

Dobry lider w tangu nigdy nie popycha, nie ciągnie ani do niczego nie zmusza swojej partnerki. Oferuje sugestie, które partnerka może przyjąć i wykonać w miarę swoich chęci i możliwości (również fizycznych). Terapeuta pracujący w ujęciu biodynamicznym także respektuje wybory i możliwości swojego pacjenta, delikatnie zapraszając przestrzeń do inercyjnych miejsc w ciele, nie oceniając ani nie oczekując niczego, a jedynie czekając na to, co się wydarzy z otwartością i empatią. Jest to ewidentnie cecha wspólna dialogu między osobami zaangażowanymi zarówno w taniec zwany tangiem, jak i ten między uczestnikami TCK.  

  1. Kolejność wydarzeń

Terapeuci CK często mawiają, że terapia zaczyna się w momencie, gdy pacjent decyduje się umówić na sesję. Proces terapeutyczny jest wieloetapowy, zarówno patrząc na pojedynczą sesję, jak i na całą serię spotkań pacjenta i terapeuty. Na początku pacjent musi w jakiś sposób znaleźć terapeutę – najczęściej dzięki poleceniom od znajomych, czasem dzięki reklamie lub wskutek poszukiwań w Internecie. Pierwsze spotkanie z terapeutą bywa spotkaniem zapoznawczym – polega na ogólnym zapoznaniu się obu osobowości, rozpoznaniu, czy dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, czy możemy sobie zaufać. Bardzo ważne jest, aby pacjent poczuł się w towarzystwie swojego terapeuty bezpiecznie oraz miał poczucie, że terapeuta jest pewny tego, co robi. Studenci Europejskiego Centrum Terapii muszą wykonać co najmniej 150 sesji treningowych poza sesjami w szkole – jest to jeden z wymogów uzyskania certyfikatu. Taka liczba sesji wykonanych bez stresu (bo bez pobierania wynagrodzenia) daje studentom nie tylko olbrzymią praktykę w szerokim spektrum przypadków klinicznych,[vii] ale także poczucie pewności siebie w roli terapeuty i wzmocnienie zaufania do swojej intuicji.

Pojedynczą sesje TCK porównać można do przebiegu jednej tandy tanga. Na początku tandy tancerze szukają się wzrokiem i zapraszają do tańca skinieniem głowy (hiszp. cabeceo). Ustawiają się następnie na skraju parkietu i czekają, aż jeden z liderów w już tańczących parach skinie głową, co pozwoli wejść parze w rondę[viii] (ten etap nie ma miejsca, jeśli para wchodzi na jeszcze pusty parkiet). Następnie tancerze stają twarzami do siebie i układają swoje ciała w objęciu. Przyjęło się, że lider otwiera ramiona zapraszając podążającą do siebie, i to podążająca decyduje o odległości (lub jej braku w przypadku bliskiego objęcia) pomiędzy nimi. Doświadczeni tancerze nie śpieszą się w tym procesie, samo objęcie może zająć kilkadziesiąt sekund, a po nim może minąć kolejne kilkanaście sekund, zanim zrobią pierwszy krok.

Podobnie jest w trakcie sesji TCK. Terapeuta na wstępie sesji rozmawia z pacjentem o jego samopoczuciu i zmianach od ostatniego spotkania. Wygląda to na werbalną wersję cabeceo, zaproszenie do interakcji. Następnie pacjent kładzie się na stole, a terapeuta zapewnia mu wygodę poprzez zaproponowanie poduszki pod głowę i pod kolana, a także koca do przykrycia. To pacjent decyduje czy życzy sobie skorzystać z tych udogodnień. Przypomina to zaproszenie do objęcia w tangu i widać tu wyraźne podobieństwo roli terapeuty do roli lidera. Następnie terapeuta osadza się w swoich punktach podporu i poszerza pole percepcji, obserwując nie tylko trzy ciała pacjenta (por. sekcja 1), ale także bliższą (widoczną oczami) i dalszą (widoczną dzięki wyobraźni) przestrzeń wokół nich. Ten rodzaj percepcji, gdy terapeuta obserwuje pacjenta, a jednocześnie jest świadomy przestrzeni dookoła obojga, jest identyczny ze sposobem obserwacji lidera w tangu. Prowadzący musi bowiem być skupiony na swojej podążającej i reagować na jej odpowiedzi na jego prowadzenie, a jednocześnie mieć świadomość tańczących wokół par, aby na nikogo nie nadepnąć, kopnąć czy w inny sposób nie zakłócić ich tańca. Jedyna różnica polega na tym, że tancerz tanga może ograniczyć swoje postrzeganie przestrzeni do pomieszczenia, w którym się znajduje.

Tempo terapii CK zależy od wrodzonego planu leczenia pacjenta, rozsądny terapeuta zatem nie ingeruje weń. Tempo tańca zależy z kolei, w największej mierze, od rodzaju muzyki w danej chwili. Jest to zarówno podobieństwo, jak i różnica między TCK a tangiem, gdyż muzyka to źródło informacji pochodzące z zewnątrz pary uczestników. Jednocześnie zarówno partner, jak i partnerka mogą przekazywać sobie nawzajem informacje, jak interpretują daną muzykę, i na przykład nawet w szybkiej, rytmicznej muzyce wybrać linię melodyczną skrzypiec jako tę część, którą będą chcieli oddać swoim ruchem.

Z drugiej strony, najczęściej w ciągu 12 minut tandy pierwszy utwór para poświęca na dopasowanie się do siebie, modyfikację objęcia, identyfikację idiosynkratycznych elementów prowadzenia u partnera oraz rozpoznanie reakcji partnerki na proponowane sygnały. Dopiero w drugim i trzecim utworze para „stapia się” ze sobą, doznając pełni harmonii ruchu, która znajduje swoją kulminację pod koniec tandy i kończy się łagodnie dzięki następującej po niej cortinie.[ix]

W moim odczuciu kolejność etapów połączenia między partnerami w tangu przypomina sekwencję wydarzeń w czasie sesji TCK. Obie osoby na początku zapoznają się ze sobą, terapeuta wyczuwa ogólną jakość pierwotnego oddychania u pacjenta, po czym czeka na holistyczną zmianę i wynurzające się priorytety procesu zdrowienia. Tak, jak holistyczna zmiana odczuwana jest jako głębsze osadzenie się, relaks, odpuszczenie i chęć nawiązania bliższego kontaktu, tak w tangu relacja między tancerzami staje się bliższa, czuć jest bardziej miękkie objęcie, które nabiera cech bardziej przytulania niż trzymania. W obu aktywnościach mamy do czynienia z procesem dostrajania się (ang. entrainment) dwóch osób do siebie, który mimo, że jest wyraźnie odczuwalny, trudny jest do opisania bez dużej dozy abstrakcji. W TCK jest to zjawisko, które naukowcy próbują wyjaśnić za pomocą różnych teorii, jednak McPartland i Mei n (1997: 44) przyznają, że nawet przy użyciu modeli komputerowych zbadanie go w laboratorium nie jest możliwe.

Zdarzają się sytuacje, gdy para, szczególnie tańcząca ze sobą regularnie na milongach, potrafi osiągnąć idealną harmonię ruchu od samego początku wspólnego tańca. Może się również zdarzyć, że partnerom nie uda się osiągnąć pełni porozumienia do końca tandy, co spowodowane może być np. dyskomfortem (por. sekcja 2) lub ekstremalnie różnymi stylami tańca. W TCK też zdarzyło mi się doświadczyć doskonałego połączenia z pacjentami praktycznie od momentu ich wejścia do mnie do domu – było to bardzo ciepłe odczucie, które napełniało mnie radością prawie do łez. Odbierałam tego rodzaju więź terapeutyczną jako pełnię zaufania do moich umiejętności, co z kolei wzmacniało moje zaufanie do siebie samej i do wszystkiego, co wyłania się z Dynamicznej Ciszy. Zdarzyło mi się też kilkukrotnie, że nawiązanie relacji terapeutycznej zabierało dwie-trzy sesje, i polegało głównie na poszukiwaniu razem z pacjentem zasobów, którymi mogliśmy się następnie wesprzeć w czasie terapii. Najczęściej jednak czas od przywitania pacjenta do nastąpienia holistycznej zmiany jest czasem osadzania się pacjenta i terapeuty we wzajemnej relacji, budowanej na poczuciu empatii i bezpieczeństwa. Podobnie w tangu, pierwsze minuty wspólnego tańca para poświęca na dopasowanie się do siebie i dopiero po tym czasie może zaznać szczególnego connection, pozwalającego na zapomnienie się w muzyce, która staje się, podobnie jak Długi Pływ[x] w TCK, nadrzędnym źródłem równowagi i połączenia wszystkiego w jedność.

Tak, jak w tangu cortina oznacza koniec tandy i rozłączenie między partnerami, tak w TCK terapeuta pomału przygotowuje pacjenta do zakończenia sesji. Najpierw robi to niewerbalnie, zawężając swoje pole percepcji, a następnie uprzedza, że za chwilę rozłączy kontakt. Odsuwa się uwagą od pacjenta i zabiera ręce. Jako terapeutka lubię dać pacjentom chwilę na „powrót do tu i teraz” w swoim tempie. Proszę, aby poleżeli na stole jeszcze chwilę, i wstali powoli, gdy poczują się na to gotowi. Siedzę wtedy najczęściej w pewnej odległości od nich, nadal trzymając ich w swojej świadomości, ale nie skupiając na nich nadmiernej uwagi. Jednocześnie obserwuję ich reakcje, czy nie potrzebują pomocy np. przy podniesieniu się. Jako pacjentce TCK zdarzyło mi się doświadczyć pewnego rodzaju poczucia porzucenia zaraz po zakończonej sesji (terapeutka wyszła z gabinetu po wodę i długo nie wracała), dlatego staram się nie wychodzić z miejsca odbywania sesji, dopóki pacjent nie zejdzie ze stołu i nie upewnię się, że czuje się dobrze. W tangu bardzo miłym odpowiednikiem takiego łagodnego zakończenia jest odprowadzenie partnerki przez partnera do miejsca, w którym była przed zaproszeniem do tańca. Podziękowanie za taniec i zostawienie partnerki na środku parkietu jest w moim odczuciu porównywalne do porzucenia, które wspomniałam powyżej.

  1. Terapia ciała i umysłu

Terapia tańcem znana jest od około 80 lat. Oparta jest na przekonaniu, że ruch ciała przynajmniej częściowo odzwierciedla stan emocjonalny człowieka, zatem zmiany we wzorcach ruchowych mogą usprawniać funkcjonowanie w sferze psychospołecznej (Martinec 2018). Metaanaliza badań, wykonana przez Millman i in. (2020) wykazała dużą efektywność terapii tańcem w obszarze zdrowia psychicznego, szczególnie w przypadku zaburzeń nastroju. Badania kliniczne nad zastosowaniem tanga argentyńskiego są do tej pory bardzo nieliczne, jednak jego potencjał został już doceniony przez Koreańskie Stowarzyszenie Terapii Tangiem publikujące cykliczne pismo Journal of Tango.[xi] Badacze zrzeszeni w tym stowarzyszeniu są zdania, że chociaż tango ma pozytywny aspekt psychologiczny, wywołujący poczucie radości u pacjentów dzięki werbalnemu wsparciu terapeutów i muzyce, to jego główny potencjał tkwi w możliwości poprawy stanu neurologicznego nawet w zaawansowanych stadiach chorób takich jak choroba Parkinsona. Już 10 godzin indywidualnej nauki tanga z terapeutą w ciągu dwóch tygodni znacznie poprawiło postawę, równowagę i sposób chodzenia u dwojga pacjentów, o czym można się naocznie przekonać oglądając zdjęcia badanych przed i po terapii (Koh i Noh, 2020). Uzasadnienie, w jaki sposób poszczególne elementy ruchu charakterystyczne dla tanga pomagają w usprawnianiu pacjentów (np. jakie mięśnie są angażowane, na poziomie których kręgów następuje skręt w ciele) można znaleźć w artykule Koh i in. (2019). Uważam, że tancerze tanga intuicyjnie wybierają tę formę ruchu jako wzmacniającą ich dobrostan cielesny i emocjonalny.

Podobnie jak terapia tangiem, TCK ma wpływ na zdrowie w każdym jego wymiarze. Wiele dolegliwości cielesnych ma swoje źródła zarówno w traumie (szokowej i rozwojowej), jak i w przewlekłym stresie. Objawy traumy, takie jak niepokój, depresja, problemy psychosomatyczne i zaburzenia zachowania, wynikają z braku uwolnienia energii powstałej na skutek traumatycznego wydarzenia (Levine i Frederick 2018: 32). TCK dostarcza nam narzędzi do bezpiecznego rozładowania energii, do procesu, który Levine i Frederick nazywają renegocjacją, a Sills i Kern – odwijaniem. W ich skład wchodzi szereg umiejętności terapeuty: palpacyjnych, percepcyjnych i werbalnych. Jednak podstawą terapii jest świadoma, przytomna, nieoceniająca obecność terapeuty jako świadka procesu. Zapewnia on pacjentowi bezpieczne terytorium do odkrywania własnego planu leczenia poprzez zachętę do skontaktowania się ze swoimi odczuciami z ciała i wykorzystania – często nieuświadomionych wcześniej – zasobów. Skupienie się na wrażeniach w ciele i napięciach emocjonalnych (ang. feeling tone) ze świadomością bycia „tu i teraz” pozwala na obniżenie aktywacji układu współczulnego, niezależnie od tego, czy traumatyczne zdarzenie miało miejsce niedawno, czy wiele lat wcześniej. TCK jest odpowiednia do stosowania prawie w każdej przypadłości – wyjątkiem są nagłe i krytyczne stany chorobowe w rodzaju wylewu krwi do mózgu czy otwartego złamania, gdzie niezbędna jest pierwsza pomoc w szpitalu. TCK można zastosować do leczenia traumy wynikłej z przemocy lub zaniedbania w dzieciństwie, trudnego porodu, urazów wskutek wypadków, doświadczenia sytuacji zagrażających zdrowiu lub życiu swojemu lub bliskich, ale także jako sposób radzenia sobie ze skutkami długotrwałego stresu z przepracowania lub koniecznych zabiegów np. dentystycznych lub operacji chirurgicznych. TCK jest pomocna przy odczuwalnym spadku energii życiowej i w wielu innych sytuacjach sprawiających nam dyskomfort w sferze fizycznej, psychicznej czy behawioralnej. Choć oparte na innych zasadach procesu terapeutycznego, zarówno TCK jak i tango argentyńskie mają dobroczynny wpływ na szerokie spektrum ludzkiego zdrowia.

  1. Odmienne perspektywy, ten sam widok

Aby wzbogacić charakterystykę cech łączących TCK i tango argentyńskie, zaprosiłam do wypowiedzi dwie inne kobiety mające doświadczenie w obu aktywnościach. Pierwsza z nich, Joanna, zajmuje się TCK od 14 lat, od tylu też lat tańczy tango. Wcześniej miała styczność z szeregiem innych terapii, ale głównie na swoje własne potrzeby. Druga, Małgorzata, studentka ECT, jest absolwentką fizjoterapii z trzyletnim doświadczeniem w pracy z ciałem oraz siedmioletnim stażem w tangu. Obie otrzymały spis zjawisk, które wydawały mi się potencjalnie wspólne dla TCK i tanga. Pytania dotyczyły między innymi ról osób zaangażowanych w taniec i w terapię CK oraz relacji między ich uczestnikami, postrzegania terapii CK jako tańca, zjawiska rezonansu, etapów wydarzeń, zasobów, korzyści z obu aktywności, kształcenia się w obu dziedzinach, a także tego, co odbieramy jako magię w tangu i w TCK. Małgorzata nagrała swoje wypowiedzi i wysłała mi je w dwóch plikach dźwiękowych trwających po około 18 minut każdy. Joanna wolała ze mną porozmawiać, a rozmowa trwająca ponad 100 minut też została nagrana, abym mogła do niej w razie potrzeby wrócić.

Obie respondentki niezależnie od siebie dostrzegły analogie między rolami terapeuty i pacjenta a rolami tancerzy. Odbierają one lidera w tangu i terapeuty w TCK jako tego, kto inicjuje ruch lub zadaje pytanie, a następnie podąża za odpowiedzią partnerki (pacjenta). Role obu osób zatem przenikają się, przejmując i oddając prowadzenie naprzemiennie. Joanna podkreśliła wagę poczucia bezpieczeństwa u partnerki, która często robi kroki w tył, tańcząc do tego z zamkniętymi oczami. Możliwe jest to tylko w przypadku, gdy lider „słyszy i widzi jej ciało” i reaguje na nie z szacunkiem. Podobnie w TCK, terapeuta tworzy bezpieczną, pełną łagodności przestrzeń dla pacjenta, „otwiera się na to co, co w ciele gra” (słowa Małgorzaty). Tworzenie dobrej relacji w obu aktywnościach jest podstawą, TCK jest bowiem terapią relacyjną, a i w tangu bez dobrego połączenia, w tym dopasowania się w kontakcie i dystansie, trudno będzie zaznać przyjemności. Joanna podkreśliła jednak, że relacja nie jest „dana raz na zawsze” – w razie jej utraty lub spadku jakości można ją i w tangu, i w TCK renegocjować. Jeśli coś odwróciło naszą uwagę, wszystkie wracamy do poczucia własnego ciała, linii środka, punktów podporu, szerokiego pola percepcji. Z praktyką przychodzi łatwość odbudowywania relacji zarówno terapeutycznej jak i tanecznej. Według słów Joanny, w tangu jest to bardzo pomocne, ponieważ jeśli partnerka daje znać prowadzącemu swoim osadzeniem i spokojem, że czuje się bezpiecznie i mu ufa, to dzięki rezonansowi także lider czuje się pewniej, a jego układ nerwowy ma możliwość się wyregulować. Bardzo przypomina to moje wrażenia z sytuacji opisanej w sekcji 4, gdy pacjent swoim – czasem wyrażanym werbalnie – zaufaniem wzmacniał moje poczucie pewności jako szkolącego się terapeuty CK.

Według Joanny i Małgorzaty, dobry prowadzący w tangu nie wymusza rzeczy (figur), których partnerka jeszcze nie umie; jednocześnie nie oczekuje, że będzie ona bierna i bezwolna. Dobry lider ma świadomość, że być może jego podążająca będzie chciała się zatrzymać lub wytańczyć coś sama, więc pozostawia jej no to przestrzeń.  Małgorzata zauważyła, że jeśli pacjent jest świadomy swojego ciała i dokonującego się procesu, to podąża za nim na równi z terapeutą. W ten sposób właściwie oboje (terapeuta i pacjent) występują w roli podążających za wrodzonym planem leczenia wyłaniającym się z większej całości.

Dla obu kobiet TCK i tango są rodzajami terapii i tańca. Małgorzata stwierdziła filozoficznie, że życie jest tańcem, zatem i relacja między uczestnikami sesji w TCK ma cechy tańca. Tango zaś według niej nie jest terapią sensu stricte, ale ma wymiar terapeutyczny z tego względu, że choć nie jest spontaniczne (bo ubrane w pewne ramy ruchowe i konwencje społeczne), to poprawia świadomość i kontakt z ciałem. Dla Joanny tango ma wyraźne cechy terapii i mogłoby być stosowane w szczególności u ludzi z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Dotyk, przełamywanie barier przez trzymanie – często obcej – osoby w ramionach, rozszerza umiejętność układu nerwowego do akceptacji innych ludzi, czyli jego rezyliencję. Poza tym, tańczenie tanga umożliwia kobietom korzystanie z energii męskiej, a mężczyznom – z żeńskiej, co pozwala na lepsze funkcjonowanie w życiu codziennym w społeczeństwie. Taniec bez zobowiązań, wtedy, kiedy mamy na niego ochotę i z kim mamy ochotę buduje w tancerzach możliwość zaufania do innych oraz przekonanie, że możemy zbudować z nimi zdrowe relacje.

Według Joanny, inne podobieństwo TCK do tanga to improwizacja. Z wyjątkiem tańczonej do celów pokazowych choreografii, tango jest całkowicie improwizowane. Tak samo w TCK, mimo, że „znamy melodię kranio”[xii], wiemy, jakie zjawiska mogą mieć miejsce, to nie wiemy, co się w sesji wydarzy. Sesje mogą przebiegać spokojnie albo być pełne różnych emocji i aktywacji pacjenta. Pacjent może zawsze wychodzić ze spotkania zadowolony i rozluźniony, a któregoś razu poczuć się po sesji bardzo źle. Zmiany w organizmie zachodzą wtedy, gdy jest na nie przygotowany, zaś rolą terapeuty jest być zawsze akceptującym, uziemionym i trzymać przestrzeń dla pacjenta, aby ten mógł się otworzyć. Przypomina to ponownie rolę lidera w tangu, który może znać muzykę, do której tańczy para, co bardzo pomaga w harmonijnym tańcu, ale zawsze jest gotowy zareagować na propozycję innej interpretacji muzyki swojej podążającej. Tak jak terapeuta CK, lider nie obraża się z powodu innego pomysłu na przebieg wspólnego doświadczenia.

Zarówno Joanna jak i Małgorzata zauważają, że taniec w parze i sesja TCK mają podobne elementy. Obie aktywności zawierają wstęp, część główną i zakończenie. Obie też mogą przebiegać w sposób bardzo elementarny: sesja może przebiegać z użyciem jednego chwytu, a taniec polegać na prostych krokach. Może też być odwrotnie, terapeuta może stosować szereg chwytów, a tancerze poruszać się w skomplikowanych sekwencjach kroków i obrotów. Obie respondentki jednak zauważyły, że w ich doświadczeniu, im prościej przebiega sesja lub taniec, tym lepsza ich jakość. Żadna z nas nie jest miłośniczką akrobatycznych wygibasów w szalonym tempie na milondze, a przez nieustanne zmiany chwytów w trakcie sesji TCK prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie się właściwie skupić na rzeczach najistotniejszych dla pacjenta. W obu aktywnościach zatem preferowana jest łagodność, spowalnianie, wrażliwość na drugą osobę. Małgorzata stwierdziła, że w tangu muzyka narzuca „smak – jesteśmy bardziej skoczni albo bardziej płynący”. Możemy skupiać się na różnych „klimatach” w utworze, na przykład na linii melodycznej skrzypiec albo dźwiękach pianina. Tak samo w terapii, możemy obserwować pacjenta jako całość, jego płynne ciało w szerokim polu percepcji, albo skupić się na konkretnych kościach.

Bardzo ciekawe przemyślenia Joanny i Małgorzaty dotyczyły zjawiska rezonansu. W moim rozumieniu rezonans pojawia się w momencie wyjątkowego połączenia między partnerami w tangu oraz między terapeutą i pacjentem w sesji TCK. Jestem wtedy w stanie „podprogowo” czytać intencje prowadzącego, a jako terapeutka doznaję możliwości wyczuwania subtelnych zmian w ciele pacjenta, a także odbieram w trudny do opisania sposób jego lub jej emocje czy dolegliwości. Dla Małgorzaty, rezonans objawia się w TCK dwojako: czuje doznania na przykład w swoim gardle lub klatce piersiowej, jeśli w ciele pacjenta coś się dzieje, jest to odzwierciedlenie wewnętrznego ruchu. Jednocześnie, dzięki temu, że terapeuta „zakotwicza się w większych siłach, prawem rezonansu przenosi się na klienta siła porządkująca”. Zarówno Małgorzata jak i Joanna dostrzegają rezonans w sesjach odbywanych w tej samej sali na seminariach w szkole TCK: osoby pracujące parami przy stołach, a jednocześnie nad tym samym tematem, ze wsparciem nauczyciela i asystentów wzmacniają siłę terapeutyczną sesji. Wynika to nie tyle z ilości osób uczestniczących w sesji treningowej w tym samym pomieszczeniu, co z jakości tworzonego pola. Dodatkowo Joanna zauważyła w swojej pracy terapeutycznej, że jeśli na terapię przychodzi cała rodzina, wszyscy jej członkowie rezonują z terapeutą jako osobą najbardziej osadzoną, z najlepiej wyregulowanym układem nerwowym.

Zarówno Joanna jak i Małgorzata zgadzają się ze mną, że kształcenie się w TCK i w tangu ma kluczowe znaczenie (choć Małgorzata uważa, że teoria w tangu jest o wiele mniej istotna, niż w TCK), a także że praktyka, czyli zwyczajna ilość powtórzeń (sesji terapeutycznych, przetańczonych milong) jest czynnikiem krytycznym w rozwoju tak terapeuty CK, jak i tancerza/tancerki tanga. Kształcenie się jako terapeutka CK pozwoliło Małgorzacie wzbogacić różne aspekty życia codziennego, także jej świadomy taniec. Przyznała ona, że właściwie tango było pierwszą jej stycznością z medytacją, którą później zaczęła zgłębiać, i która jest niezbędnym elementem efektywnej terapii CK. Według Joanny, wraz z wieloletnią praktyką praca terapeutyczna staje się coraz głębsza, przynosi poprawę u pacjentów coraz szybciej, a jednocześnie pewne jej podstawowe elementy przychodzą jej z coraz większą łatwością. Praktyka w TCK każdorazowo wymaga przeprowadzenia rytuału kontaktu i ustanawiania szerokiego pola percepcji. Można zatem stwierdzić, że bez dostrzeżenia swojego własnego miejsca neutralnego słuchania i swojej linii środka w szerokim polu nie będzie dobrej sesji, tak, jak bez znalezienia własnego balansu nie będzie dobrej tandy. Terapeuci i tancerze mogą się kształcić w detalach anatomicznych, w analizie muzyki tangowej i wielu innych aspektach obu aktywności, ale na koniec i tak uzmysławiają sobie, że najważniejsze są podstawy: od nich się wszystko zaczyna i to do nich trzeba zawsze wracać w razie komplikacji.

Jeśli chodzi o trudności, to zasoby (wewnętrzne i zewnętrzne, zarówno terapeuty jak i pacjenta) są jednym z podstawowych narzędzi służących regulacji układu nerwowego. Do nich należy się odwoływać w ciągu całej sesji, a szczególnie w momentach aktywacji pacjenta. Małgorzata określiła umiejętności taneczne lidera jako zasób partnerki w tangu, który „ratuje sytuację”. Powiedziała też, że dobry taniec, dobra tanda, to duży zasób życiowy. Obie respondentki stwierdziły, że praktyka jako terapeutki CK pozwala im na lepsze osadzenie, świadomość siebie samej, a także na wytworzenie odporności układu nerwowego. Według Joanny, trudniej ją teraz zdenerwować; nie przyjmuje ona wszystkich przykrych wydarzeń do siebie, jest w stanie szybko reagować na nie i znajdować rozwiązania. Bycie w uważności na innych uwrażliwia na siebie samego, i ma to również przełożenie na jakość tańca. W opinii Małgorzaty, ma to czasem efekt negatywny, gdyż może ona łatwo wyczuć, czy partner szuka połączenia z nią w tańcu i czy oferuje jej przestrzeń. Jeśli nie, łatwo jej się zniechęcić do tanga.

Żadna z pytanych przeze mnie kobiet nie wspomniała natomiast o muzyce tangowej jako zasobie, który dla mnie osobiście ma kluczowe znaczenie. Zauważyłam, że na milondze zawsze się uśmiecham, nawet jeśli nie tańczę dużo, o ile puszczana muzyka mi się podoba. Joanna powiedziała wprost, że muzyka nie ma dla niej większego znaczenia, mogłaby tańczyć w zasadzie do każdej, bo ważniejsza jest dla niej relacja z partnerem. Małgorzata (chociaż w swojej wypowiedzi zauważyła bogactwo i złożoność utworów tangowych) również stwierdziła, że kiedy tańczy, nic innego się nie liczy. Uważam, że brak zwrócenia szczególnej uwagi przez Joannę i Małgorzatę na muzykę jako zasób jest zjawiskiem ciekawym samym w sobie, biorąc pod uwagę sposób, w jaki określają terapię czaszkowo-krzyżową. Obie używały bowiem wielokrotnie do jej opisu słów wywodzących się właśnie z muzyki: mówiły o „gamie doświadczeń”, „melodii kranio”, „otwieraniu się na to, co w ciele gra”, „słuchaniu prowadzenia”, „byciu wysłuchanym”, „tempie procesu”, „zgraniu się” itd.

Wszystkie trzy jesteśmy zdania, że zarówno w TCK jak i w tangu są elementy mistyczne. Aby ich doświadczyć, w obu aktywnościach potrzebne są, obok stabilności fizycznej i emocjonalnej, pasja i zaangażowanie. To, co jest najważniejsze i w tangu argentyńskim i w terapii czaszkowo-krzyżowej, doskonale podsumowują słowa Małgorzaty: „to czego nie widać, a się zadziewa wewnątrz … jest głęboko piękne i magiczne”. Mam nadzieję, że niniejsza praca będzie stanowić zachętę do odkrywania piękna i magii terapii czaszkowo-krzyżowej, a może także do zakosztowania uroku tanga. Dla mnie osobiście i tango, i TCK stanowią ogromne źródła radości.

Patrycja Marta Kamińska

Bibliografia:

Kern Michael (2012) Mądrość ciała. Czaszkowo-krzyżowe podejście do istoty zdrowia. Warszawa: Virgo.

Koh Youngsoon, Hur Yoonchul, Kim Ic Soom, Ha Chang Won i Noh Geunwoong (2019) “Tango ocho – 1: Functional anatomical characteristics of dissociation and the tango pivot”. Journal of Tango 1/2. 49-60.

Koh Youngsoon i Noh Geunwoong (2020) “Tango therapy for Parkinson’s disease: Effects of rush elemental tango therapy”. Clinical Case Reports 8. 970– 977. https://doi.org/10.1002/ccr3.2771

Levine Peter A. i Frederick Anne (2018) Obudźcie tygrysa. Leczenie traumy. Warszawa: Wydawnictwo Czarna Owca.

Martinec Renata (2018). “Dance movement therapy in the wider concept of trauma rehabilitation”. Journal of Trauma Rehabilitation 1/1. https://www.scitechnol.com/peer-review/dance-movement-therapy-in-the-wider-concept-of-trauma-rehabilitation-gmCh.php?article_id=7765

McPartland, John M. i Mein, Eric A. (1997) “Entrainment and the cranial rhythmic impulse”. Alternative Therapies 3/1, 40-46.

Millman L. S. M., Terhune Devin B., Hunter, Elaine C. M. i Orgs Guido (2020) “Towards a neurocognitive approach to dance movement therapy for mental health: A systematic review”. Clinical Psychology and Psychotherapy. 1-15

Sedό Melina i Engel Detlef (2015) Caminar abrazados. Tango is walking in an embrace. Niemcy: Geistkirch.

Sills Franklyn (2012) Foundations in craniosacral biodynamics. Volume two. The sentient embryo, tissue intelligence, and trauma resolution. Berkeley, California: North Atlantic Books.

Sills Franklyn (2016) Foundations in craniosacral biodynamics. Volume one. The Breath of Life and fundamental skills. Berkeley, California: North Atlantic Books.

Załącznik 1: krzesło do masażu

[i] W pracy będę używać skrótu TCK, rozumiejąc pod nim terapię czaszkowo-krzyżową w ujęciu biodynamicznym.

[ii] Wszystkie tłumaczenia cytatów ze źródeł anglojęzycznych zostały wykonane przeze mnie (PMK).

[iii] Oddech Życia (ang. Breath of Life) – życiowa siła, „płyn w płynie” zawierający wrodzoną inteligencję (Kern 2008: 308)

[iv] [iv] Dynamiczna Cisza (ang. Dynamic Stillness) – źródło Oddechu Życia i pierwotnego oddychania. Wszystko w niej powstaje i do niej powraca. Zawiera w sobie potencjał do powstawania kreatywności, energii i formy (Sills 2012: 4).

[v] Milonga to impreza taneczna, na której tańczy się tango argentyńskie.

[vi] Tanda to zestaw 4 tang, 3 tangowalców lub 3 milong (szybkiej odmiany tanga), granych zazwyczaj przez tę samą orkiestrę. Najwięcej klasycznych utworów tangowych pochodzi z lat 1935-1950.

[vii] Studenci ECT powinni przeprowadzać sesje treningowe na osobach zdrowych. W mojej praktyce jednak, na kilkadziesiąt osób, które chciały ze mną pracować w czasie tych spotkań, tylko jedna osoba powiedziała, że nic jej nie dolega i czuje się całkowicie zdrowa.

[viii] Ronda (hiszp.) to linia tańca, poruszająca się po sali tanecznej w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Pary przemieszczają się w tańcu jak auta jadące po rondzie ulicznym w ruchu prawostronnym.

[ix] Cortina (hiszp. zasłona) to około 1-minutowa przerwa między tandami, będąca najczęściej muzyką rozrywkową, służąca jako zakończenie jednej i zapowiedź kolejnej tandy.

[x] Długi Pływ (ang. Long Tide) – podstawa pierwotnego oddychania, podstawowa zasada organizująca, przejawiająca się jako 50-sekundowy wydech i 50-sekundowy wdech. Generuje miejscowe porządkujące pole bioelektryczne (Sills 2012: 4).

[xi] http://jtango.org/?act=info.page&pcode=sub3_1

[xii] Kranio to potoczne określenie terapii czaszkowo-krzyżowej, pochodzące z jej synonimicznej nazwy „terapia kraniosakralna”